niedziela, 5 sierpnia 2018

sobota, 23 grudnia 2017


Blog obchodził swoje pierwsze urodziny (a przynajmniej urodziny pierwszego posta) dnia:21.12-ale nie zostały odprawione.
Chce zaznaczyć,że są to ostatnie urodziny bloga,które będą przedstawiane *uśmiecha się szyderczo* no..być może.
Przejdźmy do ważnej informacji i wszyscy cierpliwi,którzy przeczytali urodzinowy post,mogą poznać tą informację.A więc bez zbędnych cerygieri-myślę,nad powrotem bloga Siri i..jest to już prawie pewne.Takie 70%. *cieszycie się?* zaispirowały mnie do tego komentarze,pod ostatnim postem i jestem za nie ogromnie wdzięczna.Narodził się pomysł i..mam nadzieję,że go spełnie.Jednak,jeśli już,to raczej za rok.
 Narazie,mam taki pomysł (uwaga! to tylko skic)
Lwią Ziemię,rządzi teraz Siri
Młodej królowej,wychowanej na Ziemi Wyrzutków,
Nie idzie jednak najlepiej
I chodź,od wielu miesięcy,panuję spokój,
Siri przeczuwa,zbliżające się niebezpieczeństwo,
Które nadciągnie,wprost ze swojego dawnego domu
A jedna tajemnica,rodzi kolejne

To by było na tyle..
Sto lat,Siri!

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Blog..uznaje za zakończony!

12 rozdziałów,prolog i epilog.Liczba wyświetleń 2 693,obserwujących 7.
Łał! nie wierzę,że to już tyle minęło.Dziękuję,że czytaliście tego bloga ^^
Niestety,pora to ogłosić...
                                Blog..uznaje za zakończony!
Myślałam,nad 2 sezonem...ale chyba nie? Co o tym myślicie?

Pozdrawiam :)

Ps:Wkrótce,powinny powstać 2 blogi,także owiane tajemnicami

Epilog

Od ostatnich wydarzeń,minęło już sporo czasu.Lwia Ziemia,znów była równie piękna,jak za czasów moich przodków.Zielone trawy,rośliny i co najważniejsze,przybyło więcej zwierząt.Wyrzutki,nie były już wyrzutkami-tylko lwioziemcami.Dawna Ziemia Wyrzutków,miejsce wielu tajemnic,stała się teraz częścią Lwiej Ziemi,lecz pozostała ta nazwa.Kovu po tym jak opuścił Lwią Ziemię,nie wrócił już.Jego siostra Vitani,dwa dni po wojnie zmarła.Urządziliśmy jej uroczysty pogrzeb i zakopaliśmy nieopodal jej synka,którego tak bardzo kochała.Podobnie zrobiliśmy z ciałami tymi,którzy nie dali rady w bitwie.Przy chowaniu Lisy,płakałam,tuląc do siebie Disi.Mała była przygnębiona,została w końcu sierotą.Na szczęście,miała jeszcze mnie.Myślę,że przez ten czas,dobrze się nią zajmowałam.

Wciąż byłam królową Lwiej Ziemi,a u mojego boku stał Chaka.Oboje wzięliśmy ślub,a wkrótce doczekaliśmy się potomstwa.
Najstarszego nazwaliśmy Sawa,drugie dziecko Nama,a ostatnią córeczkę-wiecznie uśmiechniętą-nadaliśmy jej imię mojej matki..czyli Kiara.
Bardzo kocham moje maluszki

Każdy czasem lubi wspominać,ja zwłaszcza.Jestem dumna z siebie,że swojego życia.Obecnego,jak i przeszłego.

Stoję właśnie na czubku Lwiej Skały i przyglądam się sawannie.Nigdy mi się nie znudzi ten widok i to słońce,wolno wschodzące ponad horyzont.

To mój pierwszy epilog.Wiem,że krótki,ale mam nadzieję,że się podobał,mimo że niewiele się działo.Jak można się domyślić,to koniec bloga.

#12

Od paru godzin,wszystko co widzę dookoła to kurz.Unoszący się i tym samym zasłaniający krajobraz sawanny.Wiem tylko,że słońce schowało się za chmurami,że kolejni odchodzą z kręgu życia.Rozpacz,gniew,honor,to wszystko towarzyszy walczącym.Pewnie już każda lwica,mogła posmakować bólu.Ja miedzy innymi.Kolejny raz,dostałam w policzek.Nie pozostałam dłużna,ugryzłam lwioziemkę w łapę,po czym powaliłam ją na ziemię.Nie zabijałam..nie mogłam.Po prostu ogłuszałam tych,z którymi walczyłam.Ostatni raz warknęłam na lwice i pobiegłam dalej.Przedzierając się przez tłum walczących,mogłam z powrotem zaatakować.Pazury cały czas wystawione,teraz mogły atakować ciało kolejnej lwicy.Brązowa nie była jednak łatwa.Wyglądała na świetnie wyszkoloną.Powaliła mnie na ziemię,przyduszając.Pomału traciłam oddech,kiedy nagle...ktoś na nią wskoczył.Był to Chaka.Lew powalił brązową i pomógł mi wstać.Uśmiechnęłam się do złotego,tym samym wyłapując jej wzrok.Była widać zaskoczona.Nic nie mówiąc,odbiegła.
-Może lepiej nie walcz..
-Oj Chaka,ja tak bardzo lubię kiedy ktoś wrzyna we mnie pazury,zamiast ogrzewać się w jaskini..
-Nie bądź sarkastyczna,-powiedział,-uważaj na siebie
Kiedy zniknął z mojego punktu widzenia,wskoczyłam na pobliski głaz.Był na tyle wielki,że mogłam obejrzeć bitwę.Z tego co widziałam,lwioziemcy mieli przewagę,ale to nami kierowała żądza zwycięstwa.Rozejrzałam się jeszcze i dopiero kiedy ujrzał Lisę,wstrzymałam oddech.Moja przyjaciółka,dała jednak radę powalić przeciwniczkę i odbiegła.Uśmiechnęłam się lekko i przycupnęłam.Czekałam na moment,żeby skoczyć.

Wiatr muskał mój pyszczek,a unoszący się wokół kurz,opadał pomału.Wciąż trwała walka.Nie przypominało to ani trochę,udawanej walki lwiątek.Niewinnej i delikatnej.Była to walka na śmierć i życie i zdecydowanie,większość z walczących odejdzie z tego świata.Rozejrzałam się ponownie,mrużąc oczy.Nigdzie nie widziałam Mwzo,ani Kovu.Brat przywódcy wyrzutków,walczył jednak zaciekle,oblany krwią.Warknęłam cicho.Jakoś za nim nie przepadałam.Nie wiem,czy umie czytać w myślach, czy coś w tym rodzaju,ale spojrzały w moją stronę także warknął.Uniosłam wysoko brew i prychnęłam.Po chwili,otrząsnęłam się i skoczyłam na pierwszą lepszą lwioziemke.

Nie mogłam się skupić na walce.Moje myśli,krążyły wokół jednej.Gdzie podziewa się mój ojciec i Mwzo? W końcu,dałam się im ponieść.Odskoczyłam od lwicy,zadałam jej cios i szybkim krokiem,popędziłam w dalekim kierunku Lwiej Skały,gdzie także toczyła się walka.Zawsze ją lubiłam.Od najmłodszych lat,walczyłam z rówieśnikami,rzucając ich na łopatki.Za każdym razem,moją opiekunkę przepełniała duma.Myślała,że wyrosnę na silną i odważną lwice.Może tak się stało.Nigdy nie będę tego pewna.Dla wyrzutka,każdy dzień jest ważny,każde jedzenie jest na wagę złota.Przypomniał mi się ten dzień,kiedy ktoś mnie uratował podczas polowania.Nie był to ktoś kogo znałam,była to zwykła lwica z mojego stada,ale na myśl o tym dniu,czułam się trochę dziwnie.Taka niespełniona.Nie będę was już zagadywać...

Przyspieszyłam.Kilka lwic mnie dostrzegło,ale nie mogło zaprzestać walki.Poczułam kilka ciosów w pysk,zanim całkowicie zniknęłam w tłumie walczącym.Musiałam się skupić,wysilić wszystkie zmysły.Pomimo setki głosów,usłyszałam głos Mwzo.Wyczułam jego zapach.Od razu,pobiegłam w tamtym kierunku.Widok,który ujrzałam zwalił mnie z łap.Warknęłam głośno,zwracając na siebie uwagę lwa.Lwioziemiec,najprawdopodobniej lew walczący z tej ziemi,zostawił przywódce wyrzutków-który ledwo mógł złapać oddech-i podszedł bliżej mnie.Obszedł mnie w o koło,po czym odszedł.Nie przejęłam się tym zbytnio,pewnie kolejny świr,wiele się ich tu kręci.
Podbiegłam szybko do Mwzo i pochyliłam się nad nim.Ojciec Disi,ledwo co oddychał.Widać,że walka go wykończyła.Brzuch miał we krwi.Widziałam,kilka zadrapań i śladów pazurów.Pochyliłam lekko łeb.
-Wszystko dobrze?-spytałam
-Nie zadawaj głupich pytań..-syknął,-bardzo mnie boli,chyba nie dam rady
-Nie mów tak...ktoś musi być na naszym czele
-Ja też myślałem,że młodość nie przeleci tak szybko,-wyznał z głośnym westchnieniem,-ale tak widać bywa.Zaopiekuj się Disi i..wyrzutkami.Poprowadź ich ku złotym czasom.
Chwila milczenia
-Dobrze Mwzo.Obiecuje..
-Szkoda,że tak szybko wybrałem (chodzi mu o dobro) walcz o swój dom..
Przypomniała mi się śmierć Rafikiego.On także odchodził.Także,został zabrany przed przodków,by do nich dołączyć.Mwzo odchodził,zamknął oczy i wiedziałam,że ich nie otworzy.Zginął szybko,zginął w walce.Wystawiłam pazury i zacisnęłam zęby.Obiecałam...a córka Lwiej Ziemi,musi dotrzymać obietnicy.Wybrałam kierunek Lwiej Skały i bez najmniejszych oporów,pobiegłam w tamtą stronę.Teraz,mogło mnie spotkać wszystko...Byłam gotowa!

Lisa nie żyła.Widziałam jej ciało w oddali.Chciałam płakać,ale musiałam być silna.Otarłam łzy  i zaczęłam wchodził wyżej.Znalazłam się na szczycie i spojrzałam na Lwią Ziemię.Nie mogłam uwierzyć,że to piękne królestwo,pokryte zielenią,zmieniło się w to coś...złość i śmierć,łączącą się z łzami.Może,nie powinnam być tak sentymentalna.Spojrzałam ostatni raz na Lwią Ziemię,po czym udałam się do jaskini zamieszkiwanej przez lwioziemców.Rozglądałam się.Wokół panował mrok.Usłyszałam cichy szept i spojrzałam w dół.Fioletowopióry ptak,zamknięty w klatce z kości,patrzył na mnie z ciekawością,ale i zmęczeniem.
-Kim jesteś?-spytałam,-może ci pomóc?
-A daj spokój.I tak już młodość za mną,-westchnął,-uciekaj lepiej,Kovu zaraz powinien przyjść..
-A gdzie był?-spytałam
-Ktoś go wczoraj zaatakował.Dobrze mu tak! Ale..-przerwał,kiedy usłyszał kroki.Szybko pomogłam mu wyjść i ukryłam się w cieniu.Trochę później,do jaskini wszedł mój ojciec.Brązowy położył się na podwyżu.Na ciele nie było już śladów walki,które podobno mu wczoraj zadano.Przeciągnął się i zamknął oczy.Warknęłam cicho i pomału zaczęłam wychodzić z ukrycia.

Dostrzegł mnie.Wstał i zeskoczył wprost pod moje łapy.Stałam niewzruszona,patrząc w jego oczy.Cisza.Tylko od czasu do czasu,odgłosy walki przedzierające się przez ściany jaskini.W końcu,warknęłam.Odwarknął,obkrążając mnie.
-No proszę,córcia odwiedza w końcu tatusia.....jak miło!
Milczałam.
Ciągle mierzyłam go wzrokiem.
-Walczysz po stronie tego zdrajcy jak mniemam,-powiedział Kovu,-a ja już myślałem,że przejmiesz po mnie,tą zaczną ziemię
-Przejęłabym! Gdybyś się mnie po śmierci mamy nie pozbył!-podniosłam głos
-To szkoda,że ją zabiłem....
Kiedy tylko to zdanie-to którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć-to w które tak bardzo nie chciałam wierzyć,wydobyło się z jego pyska,myślałam,że mnie krew zaleje.Wystawiłam pazury i wrogo zawarczałam.
-Czyli jednak!-warknęłam,-morderca!
-Licz się że słowami,córeczko!-warknął brązowy,-kochałem ją..ale nie mogłem..nie mogłem wybaczyć jej tego.Ty byś wybaczyła zdradę!?
-Której nie było!
-Jak nie! Wszyscy kłamiecie!-w tym momencie,uderzył mnie mocno,tak że poleciałam kilka metrów dalej.Piekł mnie policzek,ale mimo bólu,podniosłam się i skoczyłam na lwa.Jakimś cudem go powaliłam,ale na krótko.Zaczęliśmy walczyć.Obojgiem kierowała złość,obojgiem kierował honor.Zaciekle go drapałam,a on wymierzał mi ciosy.
Odskoczyłam
-Nie widzisz,ile lwów już zginęło przez ciebie! Rzeczywiście-jesteś synem Skazy!!
Ryknął na mnie
-Nie jestem.Jestem jeszcze lepszy! A ty,kochanie..pozdrów ode mnie mamuśkę!!
Rzucił się na mnie.Tym razem,jego ruchy były mocniejsze i bardziej bolesne.Wyczułam znajomy zapach krwi..mojej krwi.
Powalił mnie na ziemię,uniósł łapę,wykorzystałam moment i zrobiłam unik.Walnęłam go w policzek i ugryzłam w łapę.Syknął i ponownie zadał cios.

Walczyliśmy długo,już poza jaskinią.Dawałam sobie jakoś radę.Znaleźli się na samym szczycie.Nie słyszałam odgłosów walki,zapewne już przestali.Zmarszczyłam nos i pchnęłam Kovu,trochę dalej.
-Może już dość co!?-skoczyłam na niego i z całej siły,przycisnęłam go do ziemi,-poddaj się,nie masz już i tak siły!
Ciężko dyszał,ale nie chciał ustąpić.Przycisnęłam mocniej.
-Jeśli opuścisz Lwią Ziemię,przeżyjesz..
-Zabijesz własnego ojca?
-Wiesz,że mam powody by to zrobić! Ale..nie mogę,dalej jesteś kimś z rodziny,mimo iż nie zasługujesz na życie!
Puściłam go,po prostu to zrobiłam.Zbiegłam z Lwiej Skały i stanęłam wprost przed lwicami. Kurz opadł,wielu wyrzutków,jak i lwioziemców ,odeszło.Było nas tyle samo.Dostrzegłam Chakę.Stał z tyłu i wpatrywał się we mnie.Spojrzałam na każdego pojedyńczo.
-Co teraz będzie?-spytała jakaś lwioziemka
-To jak to co..wypad z naszej ziemi!-warknęła wyrzutka
-CO? Naszej ziemi,nie waszej!
Ryknęłam,by przerwać kłótnię.Wszystkie spojrzały na mnie.
-A co szkodzi,zamieszkać tutaj razem? Rządy mego ojca,dobiegły końca...
-To znaczy...że teraz ty przejmiesz tron?-spytał Chaka
-Właściwie..
-Siri uważaj!!
Odwróciłam się,lecz nie zdążyłam zareagować.Poczułam pazury na gardle i runęłam na ziemię.Kovu przycisnął mnie do ziemi i warknął w moją stronę.
-Na co się tak gapicie?! Myślicie,że oddam tak łatwo tron! Od zawsze o nim marzyłem i nie pozwolę,żeby jakaś lwiczka,której się wydaje że jest kimś,mi to zabrała!
Zamknęłam oczy.Nie mogłam się wyrwać,nic zrobić.Może nie każda historia kończy się szczęśliwie?










Chwila narratora
Chaka stał z tyłu,lwice go trzymały.Każda z nich wiedziała,że nie ma już ratunku dla córki Kiary. Kovu przycisnął ją jeszcze mocniej.Krew pociekła.Lwica zamknęła oczy,czekając na śmierć.Chaka odwrócił wzrok.

Siri
Śmierć,jak ona wygląda? Czy pójdę do nieba,a może do piekła? Czy spotkam jeszcze tych,których kocham i kochałam?
Jak wygląda śmierć,czy ma kolor nieba? Jest czarno-biała?
Te myśli,przemknęły mi przez głowę,kiedy z każdą chwilą,czułam większy ból.Najgorsze było to,że nie dałam rady.Że jestem zbyt słaba.Zobaczyłam przed oczami twarz matki...Jej uśmiech był smutny.Wiedziałam,zawiodłam ją,-pomyślałam.
-Zostaw ją!
Otworzyłam na chwile oczy,kiedy ciężar złagodniał.Zobaczyłam Kovu,który patrzył w kierunku lwicy.Miała fioletowe oczy,grzywkę i kremową sierść.
-Vitani! Jak miło cię...
-A mi nie Kovu,-odparła,-Zostaw ją! zostaw nas wszystkich!
-Co?-szedł ze mnie
Wykorzystałam to i odeszłam trochę.Żadna z lwic,nie miała zamiaru reagować.Patrzyłam na zaistniałą sytuację.Widzocznie,lew miał wielki szacunek do lwicy,która jak się okazało,była jego siostrą.
-To już za daleko doszło.Ignorowałam to..ignorowałam! Byłam przybita śmiercią syna,nie widziałam,że zamieniasz się pomału w mojego ojca!
Chciał coś powiedzieć,lecz tym razem ja się wtrąciłam
-Odejdź.Zachowaj chodź resztki godności
Nic nie odpowiedział,po prostu odszedł,a za nim jego sprzymierzeńcy.Pozostali (lwioziemki,wyrzutki) spojrzeli na mnie.Podobnie zrobiła kremowa.
-Mam nadzieję,że się opamięta.Ty także,Siri?
-Ja? Wiesz...ciociu...nigdy nic nie wiadomo
-Wiadomo tylko tyle,że tron nie może zostać pusty,-rzekł Zazu
Zamknęłam na chwile oczy.Wszystko potoczyło się tak szybko.Moje życie takie było.Spojrzałam na Lwią Skałę.Ruszyłam na jej czubek.Wydawało mi się,że wraz że mną,podążają tam moi przodkowie.Kiedy byłam na samym szczycie..Ryknęłam.Rozniósł się on daleko,może nawet poza Lwią Ziemię.Pozostali ryknęli że mną.To miało oznaczać nowy początek
Na niebie ukazała mi się moja matka.Tym razem,uśmiechnięta,że mogła zobaczyć ten dzień.Dzień Nowej Ery.

Udał się,czy nie udał-oto jest pytanie.Przepraszam,że rozdział tak sobie :/ powinien być..lepszy,bo w końcu to już przed ostatni post na tym blogu.No cóż,każdemu się zdarza.Przepraszam,za te sentymenty.Może chodź jedna osoba,polubi ten rozdział ^^
1.Myślicie,że nie darowanie życia Kovu,było dobrym pomysłem?
2.Myślicie,że Siri będzie dobrą królową?
3.Macie podejrzenia,co się wydarzy?
Pozdrawiam :)

sobota, 13 maja 2017

#11

Dawniej zapewne,stojąc na granicy pomiędzy Ziemią Wyrzutków,a Lwią Ziemią,przekroczyłabym ją,bez najmniejszego zawahania.Nie potrafię jednak,właśnie teraz..tego zrobić.Mój wzrok,wędruję ku tej pięknej ziemi.Pasące się zwierzęta,nie wiedzą,co je dziś przed zachodem słońca czeka.Strumień,wolno przepływający przez Lwią Ziemię,nie stracił jeszcze spokojnego toku pływania.W moich oczach natomiast,można było zobaczyć smutek.Odwróciłam się,by spojrzeć na Ziemię Wyrzutków.Wszystko było po staremu.Sucha ziemia,brudna rzeka.Zawsze mnie to odpychało.Jednak dzisiaj..kiedy wiem,że mogę jej już więcej nie zobaczyć,ogarnia mnie wielki smutek.Nie sądziłam,że tak kocham moją ojczyznę,mimo iż,się na niej nie urodziłam,a tylko wychowałam.
Zeskoczyłam z "mostu" granicznego i podążyłam prosto.Szybko,znalazłam się wśród stada.Lwice szykowały się do walki i ćwiczyły,ostatnie pozycję.Mwzo,pilnie je obserwował,a koło jego łap,latała Disi.Uśmiechnęłam się na ten widok.Przynajmniej ona,jest szczęśliwa,-pomyślałam,przysiadając,na pobliskim kamieniu.Z tond,mogłam lepiej wszystko obserwować.Nawet najmniejszy błąd,nie umknął mojej uwadze.

-Siri..-szepnęła Lisa,kładąc się obok mnie,-musimy już iść
-Gdzie?,-spytałam rozkojarzona,lecz po chwili wstałam,-idziemy
Lisa przewróciła oczami,ale nic nie powiedziała.Ruszyłyśmy prosto,ku granicy.Przyspieszyłyśmy.Minęłyśmy większą część naszej trasy,kiedy na naszej drodze stanął lew.Uśmiechnęłyśmy się i usiadłyśmy na przeciw niego.
-Gdzie byłyście?-spytał Chaka siadając.Nie wyczułam w jego głosie złości,tylko smutek.
-Nie ważne,-odparłam,-są ważniejsze sprawy..
-Czyli wojna,-dokończyła Lisa
-Przecież wiem...szkoda,że nie da się już nic zrobić..
-Co przepraszam?! To chyba dobrze,w końcu,nadejdzie kres rządów króla Kovu..-powiedziała z entuzjazmem Lisa.Na myśl o ojcu,zrobiło mi się jakoś smutno.Nie wiem czemu,po prostu tak było.
-Tak,ale wojna na pewno przyniesie wiele ofiar!-uniósł się Chaka
-Na pewno lwioziemców!
-Raczej wyrzutków!
-A może obojga!-wtrąciłam się do kłótni,-nie mówmy o tym,tylko pomyślmy..jak to wygrać.Chaka..czy będziesz gotów,stanąć po naszej stronie?
Lew zawahał się,widziałam to i czułam.Wziął głęboki wdech i już miał powiedzieć,ale mu przerwałam.
-Jak nie jesteś pewien,to nie odpowiadaj,-powiedziałam z wyrzutem i wraz z Lisą,zaczęłyśmy się oddalać.Złoty podbiegł do nas,zagradzając nam drogę.
-Jestem gotowy,stanąć po waszej stronie....do samego końca

Kiedy wraz z Lisą,wracałyśmy do stada,dopadł nas deszcz.Błoto było wszędzie.Nie jest łatwo,stawiać na nim łapy.Są całe brudne,podobnie jak nasze futra,skropione deszczem.W końcu jednak (jakimś cudem) udało się nam dojść do termiterii.Wytrzepałam futro i położyłam się w koncie.Chwile później,dołączyła do mnie Lisa.Obserwowałyśmy stado.Wszystko wydawało się takie...spokojne.Nikt się nie bił,nie wrzeszczał na siebie,nie obrażał,nie dokuczał...Nawet nic nie mówili o nadchodzącej wojnie,a był to jeden,z najpopularniejszych tematów chwilowo.Większość wygnańców,odpoczywała lub że sobą rozmawiała.Starsze lwice,bawiły swoje lwiątka.
A propo lwiątek,gdzie Disi?-pomyślałam i zaczęłam się rozglądać.Nigdzie jej nie widziałam,a powinna tutaj być.Nigdy nie lubiła deszczu. Lisa widząc moje zatroskanie,położyła mi łapę na ramieniu.
-Co jest?
-Nigdzie nie ma Disi,martwię się,-odparłam i już chciałam coś dodać,kiedy podeszła do nas kremowociemna lwica.Znałam ją dobrze.Usafi.Wpatrywała się w nas,swoimi czerwonymi oczami.
-Co jest?!-warknęłam
-Rozmawiasz o Disi,he?-nie wiem czemu,ale wyczułam w jej głosie ironie,Zawarczałam cicho i
zmarszczyłam nos,-Oj,co się stało,ah! Ty nie wiesz?!
-Czego niby?!
-Disi jest z naszym przywódczą,Mwzo.Cóż,w końcu to jego córeczka.Chodź,może wrócić z tego spotkania...martwa!
W tym momencie,skoczyłam na nią i przygniątłam do ziemi.Lwice poruszyły się zaciekawione,nagłą awanturą.Wybuchła fala szeptów.Usafi rwała się,ale nie zamierzałam jej puścić.Wymierzyłam jej cios w policzek.Nie była lepsza.Ugryzła mnie w łapę i wykorzystała chwilę,gdy się zachwiałam,by uciec spot moich łap.Nie uciekła,tylko skoczyła na mnie i zaczępiła się karku.Syknęłam z bólu i mocnym szarpnięciem,zwaliłam ją na ziemię.Wymierzyłam jej kolejny cios.Różowy nos,stał się czerwony,zachwiany nagłym potopem krwi.Syknęła i ponownie,skoczyła na mnie.Lwice w końcu,zdecydowały się na odwagę i nas rozdzieliły.
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła jedna.Dalej jednak,patrzyłyśmy na siebie wrogo,warcząc pod nosem.
-To ona zaczęła!-krzyknęła Usafi,a z jej nosa,poleciała kolejna strużka krwi
-Sprowokowała mnie!
-Dokładnie!-odezwała się Lisa i usiadła obok mnie
-Nie miałaś prawa jej..-zaczęła druga lwica,lecz przerwała jej kremowociemna.
-W sumie..to dobrze się stało,-wszystkie oczy,spojrzały na nia,-pokazała..że jest podobna do swojego ojca KOVU!!
-Skąd ty..
-Każdy wie,co ty myślałam.Każda tajemnica,w końcu wyjdzie na jaw,-spojrzała tutaj na Lisę,-albo,kiedy ktoś mówi przez sen
Lwica odeszła,podobnie jak ja.Wybiegłam na świeże powietrze.Dalej padało,ale nie przeszkadzało mi to,musiałam ochłonąć.1..2..3..4-liczyłam w myślach.To mnie czasami uspokajało. 5..6..-nie dokończyłam,bo podeszła do mnie Lisa.
-Sorry,naprawdę nie..
-Spoko,wybaczam,-odparłam,-ale chce zostać sama,mogę?
Chwile się wahała,lecz w końcu przytaknęła i wróciła do termiterii.Patrzyłam jeszcze chwile na nią,znikającą w przejściu,po czym ruszyłam przed siebie.Chciałam być sama,ale także odnaleźć Disi.Przyszpieszyłam.Krople deszczu,od czasu do czasu opadały na mój pyszczek.Ziemia,zamieniła się w błoto i było coraz trudniej chodzić.Udało mi się jednak,dotrzeć do małej sadzawki.
Napiłam się wody,po czym spojrzałam na swoje odbicie.Moja brązowa sierść,była gdzieniegdzie ubrudzona krwią.Miałam ranę na łapię i chyba na plecach,bo strasznie mnie coś tam bolało.Nie musiałam długo dociekać,wystarczyło tylko dotknąć tego miejca łapą i od razu,mogłam zostać czerwoną łapką! Spojrzałam na łapę,ubrudzoną w ciemnoczerwonej mazi.Westchnęłam,po czym ponownie spojrzałam na swoje odbicie.Łzy napłynęły mi do oczu.Jestem do niego taka podobna...pomału się nim staję! Jak to możliwe? Mam być morderczynią,już zaczynam..Nie mogę! Nie mogę!-myślałam

Powolne kroki,szybko zmieniły się w bieg.Deszcz już przestał padać.Na trawie,zapewne można było dostrzec rosę,ale my nie posiadaliśmy traw,więc..nigdy jej nie widziałam.Tylko z plotek lwioziemek,co się tutaj zapuściły.Zwykle były to nastolatki.Ale wracając.Biegłam zacięcie,coraz bardziej się oddalając.Łapy pomału odmawiały mi posłuszeństwa.Mimo to się nie poddawałam.W końcu mój trud,biegania po błocie,bardzo głębokim błocie,się opłacił.Przycupnęłam,obserwując całe zdarzenie.
*
Narrator
Brązowy lew i lwiczka,szli przez Ziemię Wyrzutków z dumą.Lwiczka na każdym kroku,starała się naśladować lwa.Już nie pamiętała,kiedy ostatnio tata ją gdzieś zabrał.Dzisiaj na szczęście,tak się stało.Disi było trochę smutno,że nie mogła powiedzieć o tym Siri,ale bardzo się im spieszyło.Pomimo deszczu,szli bardzo szybko,nie zważając na błotne kałuże.Chwile wcześniej,bawili się na polanie w tym jakże cudnym błocie.Lwice na myśl o tym,chciało się śmiać,ale się powstrzymała.Droga minęła im szybko.Stanęli na granicy.Mwzo usiadł,a córka poszła w ślad za nim.Wstała jednak,wyczuwając obcy zapach.Nie myliła się.Przez "most" graniczny,przeszedł brązowy lew z czarną grzywą.Jego czerwone oczy,spojrzały na króla wyrzutków.Lwy patrzyły na siebie jeszcze chwile,po czym oboje się przytulili.Zdziwiło to lwiczkę.
-Co się dzieje? Kim jest ten pan,tato?
-Tato? O! Zostałeś ojcem,-wyszczerzył się nieznajomy,po czym podszedł do lwiczki,-jestem Miiba
-Miło poznać?-mówiąc to,podeszła bliżej ojca,oddalając się od lwa.
-Nie bój się galareto..
-Jak mnie pan nazwał?!-oburzyła się córka Jua
-Oj tam tam..nieważne.Nie wiem czy wiesz,ale  jestem bratem twojego ojca..
-Mój tata,nie ma brata?! Prawda?
-Jest wiele tajemnic,-powiedział Mwzo,-cieszę się,że przybyłeś.Pomożesz mi zabić..
-Kogo?!-cała trójka odwróciła się.Za nimi stała Siri z wysuniętymi pazurami.Disi podbiegła do niej.Miiba warknął cicho,Mwzo milczał,lecz po chwili powiedział:
-Nie twoja sprawa.Wracaj z Disi do..
-Nie radzę mordować,wiesz do czego to prowadzi,-powiedziała twardo córka Kovu
-Nie zaskoczy cię fakt,że chcemy zabić Kovu..
Nic nie odpowiedziała.Patrzyła jeszcze na nich chwile,po czym wzięła córkę Mwzo w pysk i skierowała się w stronę stada.Lwy patrzyły w ślad za nią jeszcze chwile.
-Czemu się jej tak boisz?-zadrwił Miiba
-Mam powody.Widzę w niej coś..z czym nie warto zadzierać,-wyznał Mwzo,-a teraz do rzeczy.Trzeba go szybko zabić,zanim jutro,słońce wzejdzie ku zachodowi.Pomożesz?
Miiba na ten gest,wystawił pazury i uśmiechnął się szyderczo.
-Pomogę
***
Kovu wszedł do pewnej jaskini.To właśnie w niej,uciekając przed nosorożcami,pocałował się pierwszy raz z Kiarą.Pamiątał to ciągle,a marzył żeby zapomnieć.Nie chciał o niej pamiętać,chciał żyć tym..czego nauczyła go Zira.Stać się bezwzglednym i okrutnym władcą,takim..jakim chciała,żeby się stał.Uśmiechnął się krzywo,zamknął oczy i na chwile,wrócił do dawnych czasów.Nie wrócą..już nigdy nie powrócą...

Siri
Całe stado,podążało ku jednemu celu.Przeszło szybko przez granicę,aby w rezurtacie,znaleźć się na Lwiej Ziemi.Disi została wraz z lwiątkami w termiterii.Szłam z tyłu grupy.Wiedziałam,kiedy doszliśmy na miejsce.Zatrzymali się.Wychyliłam się,by lepiej wszystko widzieć.Naprzeciw nas,stało stado lwioziemców,lecz nigdzie nie widziałam mego ojca.Widziałam,że Mwzo się zmieszał.Szepnął coś do brata i podszedł do jednej z lwic.Zamienili,że sobą kilka zdań,po czym głośnym rykiem,Mzwo powiadomił nas o jednym.Wojna się zaczęła...

Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Będzie trochę więcej rozdziałów.Dochodzimy do wielkiego końca.Wiecie już co się wydarzy..obstawiacie,kto wygra.Gdzie się podział Kovu..nie żyję? Przepraszam,że tak długo musicie ostatnio czekam na rozdziały.To dotyczy także innych moich blogów.Postaram się,szybko je pisać,ale chwilowo mam coś nie tak z czasem :/ jego brak.. 
Rozdział,myślę,że długi.Pisałam go dość długo :-)
*pozdrawiam* 

sobota, 15 kwietnia 2017

#10

Brązowy stoi na szczycie lwiej skały i wpatruję się w swoje królestwo.Simba odszedł...teraz on tutaj rządzi zamiast niego.Wiatr przyjemnie muskał go po pysku.Nagle,poczuł na sobie łapę.Odwrócił się i ujrzał Nalę.Lwica uśmiechnęła się i wskazała wejście do jaskini.Kiwnął głową i nie chętnie tam wszedł.W koncie,ujrzał swoją ukochaną Kiarę,a w jej łapach młode.
Wszystko staje się czarne
Świat Kovu wiruję
-Kovu,jak ci się podoba nasza córka..-śmieje się Kiara.
Z jej ciała spływa krew,oczka małej lwiczki,świecą.Po chwili,warczy na króla i zamienia się w dorosłą lwicę.Kovu czuję na klacie pazury,które odbierają mu pomału życie..

Brązowy obudził się,zlany potem.Warknął.Cieszyć się,czy nie? KIARA.Czy to słowo,zawsze musi wracać? Czemu nie może zapomnieć? Wstał i nie zwracając uwagi na Zazu,starego i umierające pomału ptaka.Wszedł na czubek skały i wpatrywał się w horyzont.Zła Ziemia,teraz Ziemia Wyrzutków.Miejsce jego wychowania.Jak on go nienawidził! Nie chciał wracać do tych chwil.Chwil dzieciństwa.Warknął i uderzył łapą w głaz.Z łapy poleciał cienki strużek krwi.
-CHAKA!!-zaryczał,a kiedy nie usłyszała jego kroków,powtórzył,-CHAKA!!
Odwrócił się,ale lwa nigdzie nie było.Wszedł do jaskini i zwrócił się do byłego majordamusa.
-Gdzie jest...

Siri
-...Chaka! Puść mój ogon,-zaśmiałam się,kiedy złoty złapał mój ogon i zaczął nim szarpać.Lisa wkroczyła,żeby mi pomóc.Razem powaliliśmy złotego i przybiliśmy sobie piątkę.Kiedy lew wstał,spojrzał na nas groźnie lecz po chwili się zaśmiał.
-Wielkie księżne,powaliły swego rycerza..
-Filozofia Chaki,-przewróciłam oczami
Chwile jeszcze bawiliśmy się,jak małe lwiątka w berka,po czym Lisa gwałtownie się zatrzymała.Wpadliśmy na nią.Spojrzałam na jej zatroskaną i przestraszoną minę.
-Co jest?
-Miałam iść z lwicami na WIELKIE polowanie
-To co trwa całą noc?-spytałam
-Tak!...muszę lecieć,-na tym zakończyła i odbiegła daleko.Kiedy zniknęła mi z oczu,odwróciłam się do Chaki i usiadłam.Ten powtórzył mój czyn,z szyderczym uśmieszkiem.
-Zostaliśmy sami..
-No i?
Zaśmiał się,wystawił pazury i zaczął podchodzić bliżej.Wstałam w pośpiechu i cofałam się do tyłu.Warknęłam,na co ten się jeszcze głośniej zaśmiał.W końcu,znalazłam się w ślepym zaułku.Otoczyły mnie skały,na moje plecy zostały do jednej z nich przyciśnięte.Spojrzałam w jego zielone oczy przyjaciela.Czy jednak ciągle mogę go tak nazywać?
***
Narrator 
-Gdzieś ty była Lisa?-warknęła jedna z lwic,podchodząc do starszej nastolatki.Ta schyliła się,unikając przy tym ciosu.
-Przepraszam..-powiedziała,że skruchą.Tak naprawdę,nie było jej przykro,że bawiła się z przyjaciółmi.Bała się lwicy,pewnie tak jak każdy.Hasira warknęła po raz kolejny,po czym kiwnęła głową w stronę grupki lwic.Przyjaciółka Siri,podążyła za nią,powolnym krokiem.Kiedy znalazły się blisko,czarna zaczęła.
-Pora zacząć WIELKIE polowanie! Będzie trwało całą noc! Gotowe?
Wszystkie ryknęły na znak,że tak i ruszyły za swoją "przywódczynią".Przekroczyli granicę Lwiej Ziemi i zaczęli tropić ofiarę.Zbiory musiały być wielkie,żeby stado mogło w spokoju i bez wojen z silniejszymi stadkami,przeżyć w spokoju kolejne lata.Tak przynajmniej mówiła tradycja.Wyrzutki,nie bały się jednak.Uwielbiały zapach krwi i widok poszarpanych ciał.Tak właśnie było i za życia Ziry Wielkiej.Tak właśnie nazwało ją to stado,chociaż to właśnie przez jej syneczka,trafili na tą ziemię.Przez jego wrogość,gniew i jak to mówiły wyrzutki,chorobę psychiczną.Zira była dla nich legendą,podobnie jak Skaza i wiele innych złych lwów.Każdy  wyrzutek chciał iść w ich ślady,każdy chciał zabijać.Wracając jednak..
Lisa wytropiła stado zebr i zaczęła się do nich skradać.Towarzyszące jej lwice,zrobiły to samo.Skradały się,wystawiły pazury i obnażyły kły.Łapa za łapą,były coraz bliżej ofiary.W końcu,skoczyły i zabiły pierwszą zwierzynę.Biedny Krąg Życia,znów został zachwiany...
***
Siri
Nie bałam się,ja po prostu byłam rozczarowana.No czego się spodziewałaś,że wierny Kovu lew...będzie..was lubił,nie zabije!-krzyknęłam na siebie w myślach.Poczułam oddech lwa i warknęłam wściekła.Zaskoczyła mnie jego reakcja...on się zaśmiał.
-Dałaś się nabrać!
-Co?!-kiedy lew się odsunął,skoczyłam na niego i przycisnęłam do ziemi,-to był żart! Chaka!
-Hahahaha
-Możesz przestać,-próbowałam udawać złą,ale zbierało mi się na śmiech.Po chwili,oboje się zaśmialiśmy.Zeszłam z niego i zaczęliśmy,że sobą walczyć dla zabawy.Walczyliśmy długo,aż w końcu mnie powalił.Za bardzo się nachylił i...nasze usta na chwilę się złączyły.Wraz z tym zaczął padać deszcz,a my odskoczyliśmy od siebie poparzeni.Gdyby nie futro,było by widać nasze rumieńce.Wykorzystałam deszcz,by nie dość do tematu tego..co stało się przed chwilą.
-Chodź..bo zmokniemy
-Pamiętasz..jak zawsze lubiałaś deszcz
-Pamiętam,-westchnęłam i zaczęłam łapać parę kropelek na język.Lew usiadł i chciał zrobić to co ja,ale jedna wleciała mu do oka.Zaśmiałam się,a on się skrzywił.Żeby go rozweselić,biegałam koło niego.Na chwile..o wszystkim zapomniałam.

Deszcza szybko się rozpoczął i równie szybko skończył.Złoty gdzieś pobiegł,a ja zaczęłam wracać do stada.Szybko przeszłam większość trasy i znalazłam się koło "mostu" granicznego.Jeden krok i znalazłabym się na Lwiej Ziemi.Wykonałam go,widząc na horyzoncie stado.Ale co oni tam jeszcze robili?
Szybko pobiegłam do Lisy,siedzącej obok jednej z wyrzutek.
-Co się tutaj dzieję?
Udało mi się dostrzec,kłócących się,że sobą Mwzo i Kovu.Dwa lwy,mierzyły się wzrokiem i warczeli na siebie.Widząc to,po raz kolejny zadałam Lisie pytanie "Co się tutaj dzieję?".Tym razem,spojrzała na mnie i odparła,smutnym głosem:
-Mwzo wypowiedział Kovu wojnę..
-Ale dlaczego?
-Bo to ten,zabił Jue.... Siri! Zaczyna się wojna...

----------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------
W tym rozdziale,jak widać,skupiłam się głównie na Siri i Chace.Nie było zbyt dużo akcji (chyba) ale mam nadzieję,że rozdział i tak wam się podobał.Jest to już 10 co oznacza,że już za dwa (?) nastąpi koniec bloga (?).Ah! Może nie powinnam tego mówić (?)

Poza tym...życzę wam przyjemnych Świąt Wielkanocnych i mokrego Dyngusa. :)
*pozdrawiam*