środa, 28 grudnia 2016

#1

Otworzyłam ciężko powieki.Od razu przyjrzałam się pogodzie.Będzie padać.Przeciągnęłam się leniwie i wyszłam z zamieszkiwanej przez stado termiterii.Jak zawsze moim oczom ukazał się widok suchej gleby i niczym nieporośniętego krajobrazu.Jedyne co mogłam zrobić to westchnąć i poszukać czegoś do jedzenia.Tak jak inne lwice,zaczęłam szukać w ziemi jakiś kości albo czegoś innego co mogłabym zjeść.Jadłam bardzo rzadko,co można było zobaczyć po mojej chudej posturze.Okropne było życie na Ziemi Wyrzutków,ale cóż tutaj jest mój dom.Od kąt pamiętam zamieszkiwałam tą ziemie,byłam w tym stadzie.Nie wiem kim byli moi rodzice,wychowywała mnie lwica Rosa.Umarła z przemęczenia i głodu.
Udało mi się znaleźć małą kostkę.Od razu ją pochłonęłam,miałam szczęście że cokolwiek zjadłam.Rozejrzałam się ponownie.Nic się nie zmieniło,te same lwice,ta sama sucha ziemia,ten sam przywódca.Właśnie,nie powiedziałam wam o naszym przywódcy.Jest nim nie kto inny jak brązowy potężnie zbudowany lew.Na imię ma Mwzo.Co w nim takiego niezwykłego? Na pierwszy rzut oka nic,taki sam złoziemski nos,taka sama jak u innych lwów grzywa.A jednak jest w nim coś innego.Jego ciało pokrywa pełno ran,brakuję mu jednego oka.Nie mówi jednak jak to się stało.Większość lwic mówi że w walczę,inne że wyzwał na pojedynek króla Lwiej Ziemi,Kovu i przegrał,ale duma nie pozwala mu się przyznać.Uważam jednak że to są brednie,że się nie zgadzają,nie mają sensu.Nasz przywódca potrafi znakomicie walczy i na pewno by nie przegrał.
Podeszła do mnie Jua.Pokłoniłam się jej,bo co miałam innego zrobić.Kim jest wspomniana przeze mnie lwica? Nie jest ona żoną ani córką Mwzo.W żadnym razie.Ten lew nie posiada rodziny.Ma jednak z milion partnerek a jedną z nich jest Jua.Nie należy ona do miłych lwic,wręcz przeciwnie.Jest chamska i wredna,nawet dla lwiątek takich jak ja.
-Nie obijaj się bachorze,lepiej żebyś zajęła się czymś pożytecznym!!
-Niby czym?-próbowałam nie być chamska,chyba mi nie wyszło.Zrobiłam minę niewiniątka i lekko się skuliłam,mimo iż tego nie cierpiałam.
-Może wybierzesz się na Lwią Ziemię.Ten zdrajca Kovu z pewnością pożre takie lwiątko jak TY,-zaśmiała się odchodząc.
Naprawdę jej nie cierpiałam.Uważała się za pępek sawanny.No już trudno! Bez marudzenia udałam się w stronę jaskini medyczki Si.Była nią czarna lwica o rzadkich piankowych oczach.W jej domu znajdowała się setka mikstur.Niestety niebyła taka dobra w leczeniu jak szaman Lwiej Ziemi Rafiki.W sumie,lepsze to nisz nic.Na ścianach jej domu były różne malunki.Wielkich lwów i bohaterów naszych ziem.W tym Zira.Kim była owa lwica? Za bardzo nie wiem.Podobno walczyła o nasz powrót na Lwią Skałę,a została zabita i zdradzona przez tego KOVU.
Ciekawiło mnie jaka była,czy by mnie polubiła.Nieważne.Oglądałam dalej malunki i jeden przykuł moją uwagę.Był tam narysowany złoty lew z białą grzywą,ryczący na czele potężnej armii,a u jego boku brązowa lwica w równie walecznej pozie.Rysunek był niedokończony,jak by niewiadome było czy to się zdarzy.Czy mogła być to przyszłość?
Przestałam je oglądać,kiedy zorientowałam się że dalej niema medyczki.Rozejrzałam się po jaskini.Nie było żywej duszy.Na pewno nigdzie nie poszła,przecież jest ślepa i rzadko opuszcza jaskinię,a jak już to zabiera swój kij.Właśnie,kij!! Popatrzyłam w kąt gdzie zwykle stał.Nie pomyliłam się,medyczka nie mogła nie gdzie iść,skoro kij stał w kącie.Coś jednak zwróciło moją uwagę,a mianowicie malutkie ślady.....krwi.
Wystawiłam oczy że zdziwieniem,co się mogło stać? Oczywiście moja ciekawość wzięła górę i ruszyłam po śladach.Szłam tak kilka minut i było ich coraz mniej.W końcu trop się urwał a ja nie byłam już na Ziemi Wygnańców....

W moje nożdza weszło świeże powiece.Moje łapy poczuły delikatne ruchy trawy.Na mój pyszczek spadło kilka promieni słońca,które za chwile miało schować się za chmurami.Moim oczom ukazały się tłuściutkie zwierzęta i cudowny widok sawanny.Nie minęła chwila a ja już wiedziałam gdzie jestem,byłam na Lwiej Ziemi.Nie mogłam się powstrzymać i przeszłam parę kroków.Przyjemnie było stawiać za każdym razem łapę,czując tą przyjemną delikatność pod łapami.Zapomniałam już po co tu przyszłam i wzrok swój skierowałam na zwierzynę.Może coś upoluję?
Przybrałam pozycję gotową do skoku i cicho się skradałam.Na nieszczęście obok polowały lwioziemki,które dostrzegłam za późno.Dalej skradałam się do zwierzyny,te z resztą też.Jednak coś poszło nie tak i stado antylop pognało w moją stronę.Zaczęłam uciekać.Potknęłam się.Zamknęłam oczy i szykowałam się na śmierć.Kiedy coś mnie złapało za kark i rzuciło na bok.Nie widziałam kto to,ale byłam mu wdzięczna.
-Siri,chodź już,-dobiegło mnie wołanie mojej przyjaciółki Lisy.Odwróciłam się ostatnie raz i przekroczyłam z powrotem rzekę graniczną,a wraz z moim powrotem zaczął padać deszcz......

Narrator 
Tym czasem Kovu chodził niespokojnie w kółko.Gwiazdy już dawno pokryły niebo a on dalej tam stał.Po chwili uśmiechnął się i usiadł.
-Co tak długo?-spytał chamsko 
-Tak jakoś wyszło,-odezwała się ciemna postać obok
-Masz to co chciałem?
-Potrzebuję więcej czasu Kovu
Oczy króla pokryła czerwień.Skoczył na postać obok,przyduszając ją.
-Masz się pośpieszyć,-po czym jak by nigdy nic,wrócił na Lwią Skałę.
-Wkrótce zdobędziesz to czego pragniesz,-powiedziała postać i powolnym krokiem,wróciła na Ziemie Wyrzutków....

2 komentarze:

  1. Ciekawie się zaczyna ;) Biedna Siri, nie zna swoich prawdziwych rodziców i musi jeszcze głodować na Ziemi Wyrzutków, ta to ta w życou pecha. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że Kovu porwał tę szamankę ze Złej Ziemi. Tylko czego mógłby od niej chcieć, skoro pod łapą ma Rafikiego? Skoro jest teraz zły, to na pewno nie spodziewam się po nim niczego ciekawego, he he he.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń