sobota, 23 grudnia 2017


Blog obchodził swoje pierwsze urodziny (a przynajmniej urodziny pierwszego posta) dnia:21.12-ale nie zostały odprawione.
Chce zaznaczyć,że są to ostatnie urodziny bloga,które będą przedstawiane *uśmiecha się szyderczo* no..być może.
Przejdźmy do ważnej informacji i wszyscy cierpliwi,którzy przeczytali urodzinowy post,mogą poznać tą informację.A więc bez zbędnych cerygieri-myślę,nad powrotem bloga Siri i..jest to już prawie pewne.Takie 70%. *cieszycie się?* zaispirowały mnie do tego komentarze,pod ostatnim postem i jestem za nie ogromnie wdzięczna.Narodził się pomysł i..mam nadzieję,że go spełnie.Jednak,jeśli już,to raczej za rok.
 Narazie,mam taki pomysł (uwaga! to tylko skic)
Lwią Ziemię,rządzi teraz Siri
Młodej królowej,wychowanej na Ziemi Wyrzutków,
Nie idzie jednak najlepiej
I chodź,od wielu miesięcy,panuję spokój,
Siri przeczuwa,zbliżające się niebezpieczeństwo,
Które nadciągnie,wprost ze swojego dawnego domu
A jedna tajemnica,rodzi kolejne

To by było na tyle..
Sto lat,Siri!

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Blog..uznaje za zakończony!

12 rozdziałów,prolog i epilog.Liczba wyświetleń 2 693,obserwujących 7.
Łał! nie wierzę,że to już tyle minęło.Dziękuję,że czytaliście tego bloga ^^
Niestety,pora to ogłosić...
                                Blog..uznaje za zakończony!
Myślałam,nad 2 sezonem...ale chyba nie? Co o tym myślicie?

Pozdrawiam :)

Ps:Wkrótce,powinny powstać 2 blogi,także owiane tajemnicami

Epilog

Od ostatnich wydarzeń,minęło już sporo czasu.Lwia Ziemia,znów była równie piękna,jak za czasów moich przodków.Zielone trawy,rośliny i co najważniejsze,przybyło więcej zwierząt.Wyrzutki,nie były już wyrzutkami-tylko lwioziemcami.Dawna Ziemia Wyrzutków,miejsce wielu tajemnic,stała się teraz częścią Lwiej Ziemi,lecz pozostała ta nazwa.Kovu po tym jak opuścił Lwią Ziemię,nie wrócił już.Jego siostra Vitani,dwa dni po wojnie zmarła.Urządziliśmy jej uroczysty pogrzeb i zakopaliśmy nieopodal jej synka,którego tak bardzo kochała.Podobnie zrobiliśmy z ciałami tymi,którzy nie dali rady w bitwie.Przy chowaniu Lisy,płakałam,tuląc do siebie Disi.Mała była przygnębiona,została w końcu sierotą.Na szczęście,miała jeszcze mnie.Myślę,że przez ten czas,dobrze się nią zajmowałam.

Wciąż byłam królową Lwiej Ziemi,a u mojego boku stał Chaka.Oboje wzięliśmy ślub,a wkrótce doczekaliśmy się potomstwa.
Najstarszego nazwaliśmy Sawa,drugie dziecko Nama,a ostatnią córeczkę-wiecznie uśmiechniętą-nadaliśmy jej imię mojej matki..czyli Kiara.
Bardzo kocham moje maluszki

Każdy czasem lubi wspominać,ja zwłaszcza.Jestem dumna z siebie,że swojego życia.Obecnego,jak i przeszłego.

Stoję właśnie na czubku Lwiej Skały i przyglądam się sawannie.Nigdy mi się nie znudzi ten widok i to słońce,wolno wschodzące ponad horyzont.

To mój pierwszy epilog.Wiem,że krótki,ale mam nadzieję,że się podobał,mimo że niewiele się działo.Jak można się domyślić,to koniec bloga.

#12

Od paru godzin,wszystko co widzę dookoła to kurz.Unoszący się i tym samym zasłaniający krajobraz sawanny.Wiem tylko,że słońce schowało się za chmurami,że kolejni odchodzą z kręgu życia.Rozpacz,gniew,honor,to wszystko towarzyszy walczącym.Pewnie już każda lwica,mogła posmakować bólu.Ja miedzy innymi.Kolejny raz,dostałam w policzek.Nie pozostałam dłużna,ugryzłam lwioziemkę w łapę,po czym powaliłam ją na ziemię.Nie zabijałam..nie mogłam.Po prostu ogłuszałam tych,z którymi walczyłam.Ostatni raz warknęłam na lwice i pobiegłam dalej.Przedzierając się przez tłum walczących,mogłam z powrotem zaatakować.Pazury cały czas wystawione,teraz mogły atakować ciało kolejnej lwicy.Brązowa nie była jednak łatwa.Wyglądała na świetnie wyszkoloną.Powaliła mnie na ziemię,przyduszając.Pomału traciłam oddech,kiedy nagle...ktoś na nią wskoczył.Był to Chaka.Lew powalił brązową i pomógł mi wstać.Uśmiechnęłam się do złotego,tym samym wyłapując jej wzrok.Była widać zaskoczona.Nic nie mówiąc,odbiegła.
-Może lepiej nie walcz..
-Oj Chaka,ja tak bardzo lubię kiedy ktoś wrzyna we mnie pazury,zamiast ogrzewać się w jaskini..
-Nie bądź sarkastyczna,-powiedział,-uważaj na siebie
Kiedy zniknął z mojego punktu widzenia,wskoczyłam na pobliski głaz.Był na tyle wielki,że mogłam obejrzeć bitwę.Z tego co widziałam,lwioziemcy mieli przewagę,ale to nami kierowała żądza zwycięstwa.Rozejrzałam się jeszcze i dopiero kiedy ujrzał Lisę,wstrzymałam oddech.Moja przyjaciółka,dała jednak radę powalić przeciwniczkę i odbiegła.Uśmiechnęłam się lekko i przycupnęłam.Czekałam na moment,żeby skoczyć.

Wiatr muskał mój pyszczek,a unoszący się wokół kurz,opadał pomału.Wciąż trwała walka.Nie przypominało to ani trochę,udawanej walki lwiątek.Niewinnej i delikatnej.Była to walka na śmierć i życie i zdecydowanie,większość z walczących odejdzie z tego świata.Rozejrzałam się ponownie,mrużąc oczy.Nigdzie nie widziałam Mwzo,ani Kovu.Brat przywódcy wyrzutków,walczył jednak zaciekle,oblany krwią.Warknęłam cicho.Jakoś za nim nie przepadałam.Nie wiem,czy umie czytać w myślach, czy coś w tym rodzaju,ale spojrzały w moją stronę także warknął.Uniosłam wysoko brew i prychnęłam.Po chwili,otrząsnęłam się i skoczyłam na pierwszą lepszą lwioziemke.

Nie mogłam się skupić na walce.Moje myśli,krążyły wokół jednej.Gdzie podziewa się mój ojciec i Mwzo? W końcu,dałam się im ponieść.Odskoczyłam od lwicy,zadałam jej cios i szybkim krokiem,popędziłam w dalekim kierunku Lwiej Skały,gdzie także toczyła się walka.Zawsze ją lubiłam.Od najmłodszych lat,walczyłam z rówieśnikami,rzucając ich na łopatki.Za każdym razem,moją opiekunkę przepełniała duma.Myślała,że wyrosnę na silną i odważną lwice.Może tak się stało.Nigdy nie będę tego pewna.Dla wyrzutka,każdy dzień jest ważny,każde jedzenie jest na wagę złota.Przypomniał mi się ten dzień,kiedy ktoś mnie uratował podczas polowania.Nie był to ktoś kogo znałam,była to zwykła lwica z mojego stada,ale na myśl o tym dniu,czułam się trochę dziwnie.Taka niespełniona.Nie będę was już zagadywać...

Przyspieszyłam.Kilka lwic mnie dostrzegło,ale nie mogło zaprzestać walki.Poczułam kilka ciosów w pysk,zanim całkowicie zniknęłam w tłumie walczącym.Musiałam się skupić,wysilić wszystkie zmysły.Pomimo setki głosów,usłyszałam głos Mwzo.Wyczułam jego zapach.Od razu,pobiegłam w tamtym kierunku.Widok,który ujrzałam zwalił mnie z łap.Warknęłam głośno,zwracając na siebie uwagę lwa.Lwioziemiec,najprawdopodobniej lew walczący z tej ziemi,zostawił przywódce wyrzutków-który ledwo mógł złapać oddech-i podszedł bliżej mnie.Obszedł mnie w o koło,po czym odszedł.Nie przejęłam się tym zbytnio,pewnie kolejny świr,wiele się ich tu kręci.
Podbiegłam szybko do Mwzo i pochyliłam się nad nim.Ojciec Disi,ledwo co oddychał.Widać,że walka go wykończyła.Brzuch miał we krwi.Widziałam,kilka zadrapań i śladów pazurów.Pochyliłam lekko łeb.
-Wszystko dobrze?-spytałam
-Nie zadawaj głupich pytań..-syknął,-bardzo mnie boli,chyba nie dam rady
-Nie mów tak...ktoś musi być na naszym czele
-Ja też myślałem,że młodość nie przeleci tak szybko,-wyznał z głośnym westchnieniem,-ale tak widać bywa.Zaopiekuj się Disi i..wyrzutkami.Poprowadź ich ku złotym czasom.
Chwila milczenia
-Dobrze Mwzo.Obiecuje..
-Szkoda,że tak szybko wybrałem (chodzi mu o dobro) walcz o swój dom..
Przypomniała mi się śmierć Rafikiego.On także odchodził.Także,został zabrany przed przodków,by do nich dołączyć.Mwzo odchodził,zamknął oczy i wiedziałam,że ich nie otworzy.Zginął szybko,zginął w walce.Wystawiłam pazury i zacisnęłam zęby.Obiecałam...a córka Lwiej Ziemi,musi dotrzymać obietnicy.Wybrałam kierunek Lwiej Skały i bez najmniejszych oporów,pobiegłam w tamtą stronę.Teraz,mogło mnie spotkać wszystko...Byłam gotowa!

Lisa nie żyła.Widziałam jej ciało w oddali.Chciałam płakać,ale musiałam być silna.Otarłam łzy  i zaczęłam wchodził wyżej.Znalazłam się na szczycie i spojrzałam na Lwią Ziemię.Nie mogłam uwierzyć,że to piękne królestwo,pokryte zielenią,zmieniło się w to coś...złość i śmierć,łączącą się z łzami.Może,nie powinnam być tak sentymentalna.Spojrzałam ostatni raz na Lwią Ziemię,po czym udałam się do jaskini zamieszkiwanej przez lwioziemców.Rozglądałam się.Wokół panował mrok.Usłyszałam cichy szept i spojrzałam w dół.Fioletowopióry ptak,zamknięty w klatce z kości,patrzył na mnie z ciekawością,ale i zmęczeniem.
-Kim jesteś?-spytałam,-może ci pomóc?
-A daj spokój.I tak już młodość za mną,-westchnął,-uciekaj lepiej,Kovu zaraz powinien przyjść..
-A gdzie był?-spytałam
-Ktoś go wczoraj zaatakował.Dobrze mu tak! Ale..-przerwał,kiedy usłyszał kroki.Szybko pomogłam mu wyjść i ukryłam się w cieniu.Trochę później,do jaskini wszedł mój ojciec.Brązowy położył się na podwyżu.Na ciele nie było już śladów walki,które podobno mu wczoraj zadano.Przeciągnął się i zamknął oczy.Warknęłam cicho i pomału zaczęłam wychodzić z ukrycia.

Dostrzegł mnie.Wstał i zeskoczył wprost pod moje łapy.Stałam niewzruszona,patrząc w jego oczy.Cisza.Tylko od czasu do czasu,odgłosy walki przedzierające się przez ściany jaskini.W końcu,warknęłam.Odwarknął,obkrążając mnie.
-No proszę,córcia odwiedza w końcu tatusia.....jak miło!
Milczałam.
Ciągle mierzyłam go wzrokiem.
-Walczysz po stronie tego zdrajcy jak mniemam,-powiedział Kovu,-a ja już myślałem,że przejmiesz po mnie,tą zaczną ziemię
-Przejęłabym! Gdybyś się mnie po śmierci mamy nie pozbył!-podniosłam głos
-To szkoda,że ją zabiłem....
Kiedy tylko to zdanie-to którego tak bardzo nie chciałam usłyszeć-to w które tak bardzo nie chciałam wierzyć,wydobyło się z jego pyska,myślałam,że mnie krew zaleje.Wystawiłam pazury i wrogo zawarczałam.
-Czyli jednak!-warknęłam,-morderca!
-Licz się że słowami,córeczko!-warknął brązowy,-kochałem ją..ale nie mogłem..nie mogłem wybaczyć jej tego.Ty byś wybaczyła zdradę!?
-Której nie było!
-Jak nie! Wszyscy kłamiecie!-w tym momencie,uderzył mnie mocno,tak że poleciałam kilka metrów dalej.Piekł mnie policzek,ale mimo bólu,podniosłam się i skoczyłam na lwa.Jakimś cudem go powaliłam,ale na krótko.Zaczęliśmy walczyć.Obojgiem kierowała złość,obojgiem kierował honor.Zaciekle go drapałam,a on wymierzał mi ciosy.
Odskoczyłam
-Nie widzisz,ile lwów już zginęło przez ciebie! Rzeczywiście-jesteś synem Skazy!!
Ryknął na mnie
-Nie jestem.Jestem jeszcze lepszy! A ty,kochanie..pozdrów ode mnie mamuśkę!!
Rzucił się na mnie.Tym razem,jego ruchy były mocniejsze i bardziej bolesne.Wyczułam znajomy zapach krwi..mojej krwi.
Powalił mnie na ziemię,uniósł łapę,wykorzystałam moment i zrobiłam unik.Walnęłam go w policzek i ugryzłam w łapę.Syknął i ponownie zadał cios.

Walczyliśmy długo,już poza jaskinią.Dawałam sobie jakoś radę.Znaleźli się na samym szczycie.Nie słyszałam odgłosów walki,zapewne już przestali.Zmarszczyłam nos i pchnęłam Kovu,trochę dalej.
-Może już dość co!?-skoczyłam na niego i z całej siły,przycisnęłam go do ziemi,-poddaj się,nie masz już i tak siły!
Ciężko dyszał,ale nie chciał ustąpić.Przycisnęłam mocniej.
-Jeśli opuścisz Lwią Ziemię,przeżyjesz..
-Zabijesz własnego ojca?
-Wiesz,że mam powody by to zrobić! Ale..nie mogę,dalej jesteś kimś z rodziny,mimo iż nie zasługujesz na życie!
Puściłam go,po prostu to zrobiłam.Zbiegłam z Lwiej Skały i stanęłam wprost przed lwicami. Kurz opadł,wielu wyrzutków,jak i lwioziemców ,odeszło.Było nas tyle samo.Dostrzegłam Chakę.Stał z tyłu i wpatrywał się we mnie.Spojrzałam na każdego pojedyńczo.
-Co teraz będzie?-spytała jakaś lwioziemka
-To jak to co..wypad z naszej ziemi!-warknęła wyrzutka
-CO? Naszej ziemi,nie waszej!
Ryknęłam,by przerwać kłótnię.Wszystkie spojrzały na mnie.
-A co szkodzi,zamieszkać tutaj razem? Rządy mego ojca,dobiegły końca...
-To znaczy...że teraz ty przejmiesz tron?-spytał Chaka
-Właściwie..
-Siri uważaj!!
Odwróciłam się,lecz nie zdążyłam zareagować.Poczułam pazury na gardle i runęłam na ziemię.Kovu przycisnął mnie do ziemi i warknął w moją stronę.
-Na co się tak gapicie?! Myślicie,że oddam tak łatwo tron! Od zawsze o nim marzyłem i nie pozwolę,żeby jakaś lwiczka,której się wydaje że jest kimś,mi to zabrała!
Zamknęłam oczy.Nie mogłam się wyrwać,nic zrobić.Może nie każda historia kończy się szczęśliwie?










Chwila narratora
Chaka stał z tyłu,lwice go trzymały.Każda z nich wiedziała,że nie ma już ratunku dla córki Kiary. Kovu przycisnął ją jeszcze mocniej.Krew pociekła.Lwica zamknęła oczy,czekając na śmierć.Chaka odwrócił wzrok.

Siri
Śmierć,jak ona wygląda? Czy pójdę do nieba,a może do piekła? Czy spotkam jeszcze tych,których kocham i kochałam?
Jak wygląda śmierć,czy ma kolor nieba? Jest czarno-biała?
Te myśli,przemknęły mi przez głowę,kiedy z każdą chwilą,czułam większy ból.Najgorsze było to,że nie dałam rady.Że jestem zbyt słaba.Zobaczyłam przed oczami twarz matki...Jej uśmiech był smutny.Wiedziałam,zawiodłam ją,-pomyślałam.
-Zostaw ją!
Otworzyłam na chwile oczy,kiedy ciężar złagodniał.Zobaczyłam Kovu,który patrzył w kierunku lwicy.Miała fioletowe oczy,grzywkę i kremową sierść.
-Vitani! Jak miło cię...
-A mi nie Kovu,-odparła,-Zostaw ją! zostaw nas wszystkich!
-Co?-szedł ze mnie
Wykorzystałam to i odeszłam trochę.Żadna z lwic,nie miała zamiaru reagować.Patrzyłam na zaistniałą sytuację.Widzocznie,lew miał wielki szacunek do lwicy,która jak się okazało,była jego siostrą.
-To już za daleko doszło.Ignorowałam to..ignorowałam! Byłam przybita śmiercią syna,nie widziałam,że zamieniasz się pomału w mojego ojca!
Chciał coś powiedzieć,lecz tym razem ja się wtrąciłam
-Odejdź.Zachowaj chodź resztki godności
Nic nie odpowiedział,po prostu odszedł,a za nim jego sprzymierzeńcy.Pozostali (lwioziemki,wyrzutki) spojrzeli na mnie.Podobnie zrobiła kremowa.
-Mam nadzieję,że się opamięta.Ty także,Siri?
-Ja? Wiesz...ciociu...nigdy nic nie wiadomo
-Wiadomo tylko tyle,że tron nie może zostać pusty,-rzekł Zazu
Zamknęłam na chwile oczy.Wszystko potoczyło się tak szybko.Moje życie takie było.Spojrzałam na Lwią Skałę.Ruszyłam na jej czubek.Wydawało mi się,że wraz że mną,podążają tam moi przodkowie.Kiedy byłam na samym szczycie..Ryknęłam.Rozniósł się on daleko,może nawet poza Lwią Ziemię.Pozostali ryknęli że mną.To miało oznaczać nowy początek
Na niebie ukazała mi się moja matka.Tym razem,uśmiechnięta,że mogła zobaczyć ten dzień.Dzień Nowej Ery.

Udał się,czy nie udał-oto jest pytanie.Przepraszam,że rozdział tak sobie :/ powinien być..lepszy,bo w końcu to już przed ostatni post na tym blogu.No cóż,każdemu się zdarza.Przepraszam,za te sentymenty.Może chodź jedna osoba,polubi ten rozdział ^^
1.Myślicie,że nie darowanie życia Kovu,było dobrym pomysłem?
2.Myślicie,że Siri będzie dobrą królową?
3.Macie podejrzenia,co się wydarzy?
Pozdrawiam :)

sobota, 13 maja 2017

#11

Dawniej zapewne,stojąc na granicy pomiędzy Ziemią Wyrzutków,a Lwią Ziemią,przekroczyłabym ją,bez najmniejszego zawahania.Nie potrafię jednak,właśnie teraz..tego zrobić.Mój wzrok,wędruję ku tej pięknej ziemi.Pasące się zwierzęta,nie wiedzą,co je dziś przed zachodem słońca czeka.Strumień,wolno przepływający przez Lwią Ziemię,nie stracił jeszcze spokojnego toku pływania.W moich oczach natomiast,można było zobaczyć smutek.Odwróciłam się,by spojrzeć na Ziemię Wyrzutków.Wszystko było po staremu.Sucha ziemia,brudna rzeka.Zawsze mnie to odpychało.Jednak dzisiaj..kiedy wiem,że mogę jej już więcej nie zobaczyć,ogarnia mnie wielki smutek.Nie sądziłam,że tak kocham moją ojczyznę,mimo iż,się na niej nie urodziłam,a tylko wychowałam.
Zeskoczyłam z "mostu" granicznego i podążyłam prosto.Szybko,znalazłam się wśród stada.Lwice szykowały się do walki i ćwiczyły,ostatnie pozycję.Mwzo,pilnie je obserwował,a koło jego łap,latała Disi.Uśmiechnęłam się na ten widok.Przynajmniej ona,jest szczęśliwa,-pomyślałam,przysiadając,na pobliskim kamieniu.Z tond,mogłam lepiej wszystko obserwować.Nawet najmniejszy błąd,nie umknął mojej uwadze.

-Siri..-szepnęła Lisa,kładąc się obok mnie,-musimy już iść
-Gdzie?,-spytałam rozkojarzona,lecz po chwili wstałam,-idziemy
Lisa przewróciła oczami,ale nic nie powiedziała.Ruszyłyśmy prosto,ku granicy.Przyspieszyłyśmy.Minęłyśmy większą część naszej trasy,kiedy na naszej drodze stanął lew.Uśmiechnęłyśmy się i usiadłyśmy na przeciw niego.
-Gdzie byłyście?-spytał Chaka siadając.Nie wyczułam w jego głosie złości,tylko smutek.
-Nie ważne,-odparłam,-są ważniejsze sprawy..
-Czyli wojna,-dokończyła Lisa
-Przecież wiem...szkoda,że nie da się już nic zrobić..
-Co przepraszam?! To chyba dobrze,w końcu,nadejdzie kres rządów króla Kovu..-powiedziała z entuzjazmem Lisa.Na myśl o ojcu,zrobiło mi się jakoś smutno.Nie wiem czemu,po prostu tak było.
-Tak,ale wojna na pewno przyniesie wiele ofiar!-uniósł się Chaka
-Na pewno lwioziemców!
-Raczej wyrzutków!
-A może obojga!-wtrąciłam się do kłótni,-nie mówmy o tym,tylko pomyślmy..jak to wygrać.Chaka..czy będziesz gotów,stanąć po naszej stronie?
Lew zawahał się,widziałam to i czułam.Wziął głęboki wdech i już miał powiedzieć,ale mu przerwałam.
-Jak nie jesteś pewien,to nie odpowiadaj,-powiedziałam z wyrzutem i wraz z Lisą,zaczęłyśmy się oddalać.Złoty podbiegł do nas,zagradzając nam drogę.
-Jestem gotowy,stanąć po waszej stronie....do samego końca

Kiedy wraz z Lisą,wracałyśmy do stada,dopadł nas deszcz.Błoto było wszędzie.Nie jest łatwo,stawiać na nim łapy.Są całe brudne,podobnie jak nasze futra,skropione deszczem.W końcu jednak (jakimś cudem) udało się nam dojść do termiterii.Wytrzepałam futro i położyłam się w koncie.Chwile później,dołączyła do mnie Lisa.Obserwowałyśmy stado.Wszystko wydawało się takie...spokojne.Nikt się nie bił,nie wrzeszczał na siebie,nie obrażał,nie dokuczał...Nawet nic nie mówili o nadchodzącej wojnie,a był to jeden,z najpopularniejszych tematów chwilowo.Większość wygnańców,odpoczywała lub że sobą rozmawiała.Starsze lwice,bawiły swoje lwiątka.
A propo lwiątek,gdzie Disi?-pomyślałam i zaczęłam się rozglądać.Nigdzie jej nie widziałam,a powinna tutaj być.Nigdy nie lubiła deszczu. Lisa widząc moje zatroskanie,położyła mi łapę na ramieniu.
-Co jest?
-Nigdzie nie ma Disi,martwię się,-odparłam i już chciałam coś dodać,kiedy podeszła do nas kremowociemna lwica.Znałam ją dobrze.Usafi.Wpatrywała się w nas,swoimi czerwonymi oczami.
-Co jest?!-warknęłam
-Rozmawiasz o Disi,he?-nie wiem czemu,ale wyczułam w jej głosie ironie,Zawarczałam cicho i
zmarszczyłam nos,-Oj,co się stało,ah! Ty nie wiesz?!
-Czego niby?!
-Disi jest z naszym przywódczą,Mwzo.Cóż,w końcu to jego córeczka.Chodź,może wrócić z tego spotkania...martwa!
W tym momencie,skoczyłam na nią i przygniątłam do ziemi.Lwice poruszyły się zaciekawione,nagłą awanturą.Wybuchła fala szeptów.Usafi rwała się,ale nie zamierzałam jej puścić.Wymierzyłam jej cios w policzek.Nie była lepsza.Ugryzła mnie w łapę i wykorzystała chwilę,gdy się zachwiałam,by uciec spot moich łap.Nie uciekła,tylko skoczyła na mnie i zaczępiła się karku.Syknęłam z bólu i mocnym szarpnięciem,zwaliłam ją na ziemię.Wymierzyłam jej kolejny cios.Różowy nos,stał się czerwony,zachwiany nagłym potopem krwi.Syknęła i ponownie,skoczyła na mnie.Lwice w końcu,zdecydowały się na odwagę i nas rozdzieliły.
-Co wy wyprawiacie?!-krzyknęła jedna.Dalej jednak,patrzyłyśmy na siebie wrogo,warcząc pod nosem.
-To ona zaczęła!-krzyknęła Usafi,a z jej nosa,poleciała kolejna strużka krwi
-Sprowokowała mnie!
-Dokładnie!-odezwała się Lisa i usiadła obok mnie
-Nie miałaś prawa jej..-zaczęła druga lwica,lecz przerwała jej kremowociemna.
-W sumie..to dobrze się stało,-wszystkie oczy,spojrzały na nia,-pokazała..że jest podobna do swojego ojca KOVU!!
-Skąd ty..
-Każdy wie,co ty myślałam.Każda tajemnica,w końcu wyjdzie na jaw,-spojrzała tutaj na Lisę,-albo,kiedy ktoś mówi przez sen
Lwica odeszła,podobnie jak ja.Wybiegłam na świeże powietrze.Dalej padało,ale nie przeszkadzało mi to,musiałam ochłonąć.1..2..3..4-liczyłam w myślach.To mnie czasami uspokajało. 5..6..-nie dokończyłam,bo podeszła do mnie Lisa.
-Sorry,naprawdę nie..
-Spoko,wybaczam,-odparłam,-ale chce zostać sama,mogę?
Chwile się wahała,lecz w końcu przytaknęła i wróciła do termiterii.Patrzyłam jeszcze chwile na nią,znikającą w przejściu,po czym ruszyłam przed siebie.Chciałam być sama,ale także odnaleźć Disi.Przyszpieszyłam.Krople deszczu,od czasu do czasu opadały na mój pyszczek.Ziemia,zamieniła się w błoto i było coraz trudniej chodzić.Udało mi się jednak,dotrzeć do małej sadzawki.
Napiłam się wody,po czym spojrzałam na swoje odbicie.Moja brązowa sierść,była gdzieniegdzie ubrudzona krwią.Miałam ranę na łapię i chyba na plecach,bo strasznie mnie coś tam bolało.Nie musiałam długo dociekać,wystarczyło tylko dotknąć tego miejca łapą i od razu,mogłam zostać czerwoną łapką! Spojrzałam na łapę,ubrudzoną w ciemnoczerwonej mazi.Westchnęłam,po czym ponownie spojrzałam na swoje odbicie.Łzy napłynęły mi do oczu.Jestem do niego taka podobna...pomału się nim staję! Jak to możliwe? Mam być morderczynią,już zaczynam..Nie mogę! Nie mogę!-myślałam

Powolne kroki,szybko zmieniły się w bieg.Deszcz już przestał padać.Na trawie,zapewne można było dostrzec rosę,ale my nie posiadaliśmy traw,więc..nigdy jej nie widziałam.Tylko z plotek lwioziemek,co się tutaj zapuściły.Zwykle były to nastolatki.Ale wracając.Biegłam zacięcie,coraz bardziej się oddalając.Łapy pomału odmawiały mi posłuszeństwa.Mimo to się nie poddawałam.W końcu mój trud,biegania po błocie,bardzo głębokim błocie,się opłacił.Przycupnęłam,obserwując całe zdarzenie.
*
Narrator
Brązowy lew i lwiczka,szli przez Ziemię Wyrzutków z dumą.Lwiczka na każdym kroku,starała się naśladować lwa.Już nie pamiętała,kiedy ostatnio tata ją gdzieś zabrał.Dzisiaj na szczęście,tak się stało.Disi było trochę smutno,że nie mogła powiedzieć o tym Siri,ale bardzo się im spieszyło.Pomimo deszczu,szli bardzo szybko,nie zważając na błotne kałuże.Chwile wcześniej,bawili się na polanie w tym jakże cudnym błocie.Lwice na myśl o tym,chciało się śmiać,ale się powstrzymała.Droga minęła im szybko.Stanęli na granicy.Mwzo usiadł,a córka poszła w ślad za nim.Wstała jednak,wyczuwając obcy zapach.Nie myliła się.Przez "most" graniczny,przeszedł brązowy lew z czarną grzywą.Jego czerwone oczy,spojrzały na króla wyrzutków.Lwy patrzyły na siebie jeszcze chwile,po czym oboje się przytulili.Zdziwiło to lwiczkę.
-Co się dzieje? Kim jest ten pan,tato?
-Tato? O! Zostałeś ojcem,-wyszczerzył się nieznajomy,po czym podszedł do lwiczki,-jestem Miiba
-Miło poznać?-mówiąc to,podeszła bliżej ojca,oddalając się od lwa.
-Nie bój się galareto..
-Jak mnie pan nazwał?!-oburzyła się córka Jua
-Oj tam tam..nieważne.Nie wiem czy wiesz,ale  jestem bratem twojego ojca..
-Mój tata,nie ma brata?! Prawda?
-Jest wiele tajemnic,-powiedział Mwzo,-cieszę się,że przybyłeś.Pomożesz mi zabić..
-Kogo?!-cała trójka odwróciła się.Za nimi stała Siri z wysuniętymi pazurami.Disi podbiegła do niej.Miiba warknął cicho,Mwzo milczał,lecz po chwili powiedział:
-Nie twoja sprawa.Wracaj z Disi do..
-Nie radzę mordować,wiesz do czego to prowadzi,-powiedziała twardo córka Kovu
-Nie zaskoczy cię fakt,że chcemy zabić Kovu..
Nic nie odpowiedziała.Patrzyła jeszcze na nich chwile,po czym wzięła córkę Mwzo w pysk i skierowała się w stronę stada.Lwy patrzyły w ślad za nią jeszcze chwile.
-Czemu się jej tak boisz?-zadrwił Miiba
-Mam powody.Widzę w niej coś..z czym nie warto zadzierać,-wyznał Mwzo,-a teraz do rzeczy.Trzeba go szybko zabić,zanim jutro,słońce wzejdzie ku zachodowi.Pomożesz?
Miiba na ten gest,wystawił pazury i uśmiechnął się szyderczo.
-Pomogę
***
Kovu wszedł do pewnej jaskini.To właśnie w niej,uciekając przed nosorożcami,pocałował się pierwszy raz z Kiarą.Pamiątał to ciągle,a marzył żeby zapomnieć.Nie chciał o niej pamiętać,chciał żyć tym..czego nauczyła go Zira.Stać się bezwzglednym i okrutnym władcą,takim..jakim chciała,żeby się stał.Uśmiechnął się krzywo,zamknął oczy i na chwile,wrócił do dawnych czasów.Nie wrócą..już nigdy nie powrócą...

Siri
Całe stado,podążało ku jednemu celu.Przeszło szybko przez granicę,aby w rezurtacie,znaleźć się na Lwiej Ziemi.Disi została wraz z lwiątkami w termiterii.Szłam z tyłu grupy.Wiedziałam,kiedy doszliśmy na miejsce.Zatrzymali się.Wychyliłam się,by lepiej wszystko widzieć.Naprzeciw nas,stało stado lwioziemców,lecz nigdzie nie widziałam mego ojca.Widziałam,że Mwzo się zmieszał.Szepnął coś do brata i podszedł do jednej z lwic.Zamienili,że sobą kilka zdań,po czym głośnym rykiem,Mzwo powiadomił nas o jednym.Wojna się zaczęła...

Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Będzie trochę więcej rozdziałów.Dochodzimy do wielkiego końca.Wiecie już co się wydarzy..obstawiacie,kto wygra.Gdzie się podział Kovu..nie żyję? Przepraszam,że tak długo musicie ostatnio czekam na rozdziały.To dotyczy także innych moich blogów.Postaram się,szybko je pisać,ale chwilowo mam coś nie tak z czasem :/ jego brak.. 
Rozdział,myślę,że długi.Pisałam go dość długo :-)
*pozdrawiam* 

sobota, 15 kwietnia 2017

#10

Brązowy stoi na szczycie lwiej skały i wpatruję się w swoje królestwo.Simba odszedł...teraz on tutaj rządzi zamiast niego.Wiatr przyjemnie muskał go po pysku.Nagle,poczuł na sobie łapę.Odwrócił się i ujrzał Nalę.Lwica uśmiechnęła się i wskazała wejście do jaskini.Kiwnął głową i nie chętnie tam wszedł.W koncie,ujrzał swoją ukochaną Kiarę,a w jej łapach młode.
Wszystko staje się czarne
Świat Kovu wiruję
-Kovu,jak ci się podoba nasza córka..-śmieje się Kiara.
Z jej ciała spływa krew,oczka małej lwiczki,świecą.Po chwili,warczy na króla i zamienia się w dorosłą lwicę.Kovu czuję na klacie pazury,które odbierają mu pomału życie..

Brązowy obudził się,zlany potem.Warknął.Cieszyć się,czy nie? KIARA.Czy to słowo,zawsze musi wracać? Czemu nie może zapomnieć? Wstał i nie zwracając uwagi na Zazu,starego i umierające pomału ptaka.Wszedł na czubek skały i wpatrywał się w horyzont.Zła Ziemia,teraz Ziemia Wyrzutków.Miejsce jego wychowania.Jak on go nienawidził! Nie chciał wracać do tych chwil.Chwil dzieciństwa.Warknął i uderzył łapą w głaz.Z łapy poleciał cienki strużek krwi.
-CHAKA!!-zaryczał,a kiedy nie usłyszała jego kroków,powtórzył,-CHAKA!!
Odwrócił się,ale lwa nigdzie nie było.Wszedł do jaskini i zwrócił się do byłego majordamusa.
-Gdzie jest...

Siri
-...Chaka! Puść mój ogon,-zaśmiałam się,kiedy złoty złapał mój ogon i zaczął nim szarpać.Lisa wkroczyła,żeby mi pomóc.Razem powaliliśmy złotego i przybiliśmy sobie piątkę.Kiedy lew wstał,spojrzał na nas groźnie lecz po chwili się zaśmiał.
-Wielkie księżne,powaliły swego rycerza..
-Filozofia Chaki,-przewróciłam oczami
Chwile jeszcze bawiliśmy się,jak małe lwiątka w berka,po czym Lisa gwałtownie się zatrzymała.Wpadliśmy na nią.Spojrzałam na jej zatroskaną i przestraszoną minę.
-Co jest?
-Miałam iść z lwicami na WIELKIE polowanie
-To co trwa całą noc?-spytałam
-Tak!...muszę lecieć,-na tym zakończyła i odbiegła daleko.Kiedy zniknęła mi z oczu,odwróciłam się do Chaki i usiadłam.Ten powtórzył mój czyn,z szyderczym uśmieszkiem.
-Zostaliśmy sami..
-No i?
Zaśmiał się,wystawił pazury i zaczął podchodzić bliżej.Wstałam w pośpiechu i cofałam się do tyłu.Warknęłam,na co ten się jeszcze głośniej zaśmiał.W końcu,znalazłam się w ślepym zaułku.Otoczyły mnie skały,na moje plecy zostały do jednej z nich przyciśnięte.Spojrzałam w jego zielone oczy przyjaciela.Czy jednak ciągle mogę go tak nazywać?
***
Narrator 
-Gdzieś ty była Lisa?-warknęła jedna z lwic,podchodząc do starszej nastolatki.Ta schyliła się,unikając przy tym ciosu.
-Przepraszam..-powiedziała,że skruchą.Tak naprawdę,nie było jej przykro,że bawiła się z przyjaciółmi.Bała się lwicy,pewnie tak jak każdy.Hasira warknęła po raz kolejny,po czym kiwnęła głową w stronę grupki lwic.Przyjaciółka Siri,podążyła za nią,powolnym krokiem.Kiedy znalazły się blisko,czarna zaczęła.
-Pora zacząć WIELKIE polowanie! Będzie trwało całą noc! Gotowe?
Wszystkie ryknęły na znak,że tak i ruszyły za swoją "przywódczynią".Przekroczyli granicę Lwiej Ziemi i zaczęli tropić ofiarę.Zbiory musiały być wielkie,żeby stado mogło w spokoju i bez wojen z silniejszymi stadkami,przeżyć w spokoju kolejne lata.Tak przynajmniej mówiła tradycja.Wyrzutki,nie bały się jednak.Uwielbiały zapach krwi i widok poszarpanych ciał.Tak właśnie było i za życia Ziry Wielkiej.Tak właśnie nazwało ją to stado,chociaż to właśnie przez jej syneczka,trafili na tą ziemię.Przez jego wrogość,gniew i jak to mówiły wyrzutki,chorobę psychiczną.Zira była dla nich legendą,podobnie jak Skaza i wiele innych złych lwów.Każdy  wyrzutek chciał iść w ich ślady,każdy chciał zabijać.Wracając jednak..
Lisa wytropiła stado zebr i zaczęła się do nich skradać.Towarzyszące jej lwice,zrobiły to samo.Skradały się,wystawiły pazury i obnażyły kły.Łapa za łapą,były coraz bliżej ofiary.W końcu,skoczyły i zabiły pierwszą zwierzynę.Biedny Krąg Życia,znów został zachwiany...
***
Siri
Nie bałam się,ja po prostu byłam rozczarowana.No czego się spodziewałaś,że wierny Kovu lew...będzie..was lubił,nie zabije!-krzyknęłam na siebie w myślach.Poczułam oddech lwa i warknęłam wściekła.Zaskoczyła mnie jego reakcja...on się zaśmiał.
-Dałaś się nabrać!
-Co?!-kiedy lew się odsunął,skoczyłam na niego i przycisnęłam do ziemi,-to był żart! Chaka!
-Hahahaha
-Możesz przestać,-próbowałam udawać złą,ale zbierało mi się na śmiech.Po chwili,oboje się zaśmialiśmy.Zeszłam z niego i zaczęliśmy,że sobą walczyć dla zabawy.Walczyliśmy długo,aż w końcu mnie powalił.Za bardzo się nachylił i...nasze usta na chwilę się złączyły.Wraz z tym zaczął padać deszcz,a my odskoczyliśmy od siebie poparzeni.Gdyby nie futro,było by widać nasze rumieńce.Wykorzystałam deszcz,by nie dość do tematu tego..co stało się przed chwilą.
-Chodź..bo zmokniemy
-Pamiętasz..jak zawsze lubiałaś deszcz
-Pamiętam,-westchnęłam i zaczęłam łapać parę kropelek na język.Lew usiadł i chciał zrobić to co ja,ale jedna wleciała mu do oka.Zaśmiałam się,a on się skrzywił.Żeby go rozweselić,biegałam koło niego.Na chwile..o wszystkim zapomniałam.

Deszcza szybko się rozpoczął i równie szybko skończył.Złoty gdzieś pobiegł,a ja zaczęłam wracać do stada.Szybko przeszłam większość trasy i znalazłam się koło "mostu" granicznego.Jeden krok i znalazłabym się na Lwiej Ziemi.Wykonałam go,widząc na horyzoncie stado.Ale co oni tam jeszcze robili?
Szybko pobiegłam do Lisy,siedzącej obok jednej z wyrzutek.
-Co się tutaj dzieję?
Udało mi się dostrzec,kłócących się,że sobą Mwzo i Kovu.Dwa lwy,mierzyły się wzrokiem i warczeli na siebie.Widząc to,po raz kolejny zadałam Lisie pytanie "Co się tutaj dzieję?".Tym razem,spojrzała na mnie i odparła,smutnym głosem:
-Mwzo wypowiedział Kovu wojnę..
-Ale dlaczego?
-Bo to ten,zabił Jue.... Siri! Zaczyna się wojna...

----------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------
W tym rozdziale,jak widać,skupiłam się głównie na Siri i Chace.Nie było zbyt dużo akcji (chyba) ale mam nadzieję,że rozdział i tak wam się podobał.Jest to już 10 co oznacza,że już za dwa (?) nastąpi koniec bloga (?).Ah! Może nie powinnam tego mówić (?)

Poza tym...życzę wam przyjemnych Świąt Wielkanocnych i mokrego Dyngusa. :)
*pozdrawiam*

niedziela, 2 kwietnia 2017

#9

Otworzenie powiek,było dla mnie dzisiaj prawdziwym wyzwaniem.Na szczęście się udało i po chwili,zostałam oślepiona przez słabe światło.Rozejrzałam się po pomieszczeniu.Leżałam w jaskini medyczki.Na łapach miałam położoną jakąś maść,zabandażowaną liściem.Nie mogłam sobie przypomnieć,co się wczoraj wydarzyło.Obok mojego posłania,leżała miska z wodą i kawałek zebry.Nie byłam jednak głodna.Pomału zaczęłam sobie przypominać,co się stało.Coś widziałam,poczułam ból i zemdlałam.O co w tym wszystkim chodzi? Usłyszałam kroki i po chwili,do jaskini wszedł sam Mwzo.Spojrzałam na niego ukradkiem i zatopiłam swoje zęby,w mięsie.Nie byłam specjalnie głodna jak wspomniałam,ale nie zamierzałam z nim gadać.Lew jednak nie odpuścił i podszedł do mnie.
-Wczoraj,ktoś do jaskini podrzucił coś dziwnego.Szkło,jak wytłumaczyła mi medyczka.Wyczułem czyiś zapach,najprawdopodobniej zabójcy Jua.Przyznam,że uknułaś dobry plan.Przyniosłaś z baobabu..szkło.Zabiłaś Jua,w nocy podrzuciłaś je i sama się zraniłaś,by zmyć z siebie podejrzenia.
-Zamknij się!-podniosłam się z trudem i spojrzałam w jego oczy,-nie zabiłam jej,sama stałam się ranna.Nie masz prawa mnie oskarżać!
-Módl się lepiej,żeby zabójca się znalazł,-z tym zdaniem mnie zostawił.
Byłam wściekła,bardzo wściekła.Położyłam się i zakryłam  łapami.Co..skaże mnie na śmierć,za coś czego nie zrobiłam? Do tego tę łapy mnie bolą.Medyczka z Ziemi Wyrzutków,nawet w połowie,nie jest tak uzdolniona jak Rafiki.Z trudem z powrotem wstałam i udałam się do wyjścia.Leżenie mi nic nie da.Na tej ziemi,coś takiego jak odpoczynek,nie istnieję.
Ledwo wystawiłam łapę,poza jaskinię,podbiegły do mnie Lisa i Disi.Młoda weszła mi między łapy i zamruczała,natomiast Lisa mnie przytuliła.Uśmiechnęłam się.
-Czemu nie leżysz? Nic ci nie jest?
-Na tej ziemi i tak mój los jest już znany,-westchnęłam,-oskarżają mnie za coś,czego nie zrobiłam.Wyobrażasz sobie,że ten cały Mwzo,ma mózg wielkości orzeszka..?
-Domyślam się,-odparła Lisa
Disi milczała chwilę,lecz później zapytały,czy może się pobawić? Oczywiście się zgodziłam,a kiedy tylko mała zniknęła mi z oczu,mogłyśmy pogadać z Lisą,jak para młodych dorosłych.
-Nie zabiję cię..nie może
-Nie teraz o tym.Mam pomału dość,tego świata pełnego nienawiści.Lwia Ziemia,Ziemia Wyrzutków,co będzie następne..Rajska Ziemia!
-Taki już jest świat,nie zmienisz go

Spojrzałam na niebo.Było jeszcze wcześnie,więc mogłam udać się na spacer.Zdecydowanie tego potrzebowałam.Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem,a nie zatłoczoną jaskinią.Wolnym krokiem,podeszłam więc do wyjścia.Noga dalej mnie bolała,ale nie przeszkadzała w chodzeniu.Przedostałam się przez krzewy i ruszyłam dalej.Nie wiedziałam,gdzie się udam.Może na Lwią Ziemię,a może tutaj zostanę.Minęłam rzekę z krokodylami i znalazłam się przy moście granicznym.Usiadłam,wpatrzona w lwią skałę.W blasku lekko zachodzącego słońca,wyglądała nieziemsko.Zapewne,widoki z niej,musiały być bardzo ładne.Uśmiechnęłam się,na myśl o miło wiejącym wietrze,poruszającym me futro i o zachodzie słońca,który bym mogła zobaczyć z niej.Lwia Ziemia,pomału jak już wcześniej wspomniałam,przypominała tą za życia Skazy.Widać,jego syneczek,dokończy plany ojca i zniszczy coś,co moi przodkowie,uważali za niezwykłe.Na myśl o tym posmutniałam.Zmarszczyłam brwi i odeszłam trochę dalej.Zaczęłam liczyć w pamięci,by się uspokoić.1..2..3..4..5..6..7..nie dokończyłam,bo ktoś na mnie wskoczył.Potoczyliśmy się z małej górki.Walnęłam napastnika w nos,a on ugryzł mnie w łapę.Syknęłam tylko i udrapałam kolejny zakamarek jego ciała.Pomimo znacznie większej siły,jaką władał lew,dobrze mi szło.Znałam te tereny lepiej i potrafiłam to wykorzystać.Bez większych trudności,uderzyłam go w plecy i ugryzłam w szyję.Stracił na chwilę równowagę,co wykorzystałam.Skoczyłam na niebo i przybiłam do ziemi.Dopiero w tedy,mogłam mu się przyjrzeć.Był złoty z brązową grzywą.Posiadał także,malinowy nos lwioziemca.W jego zielonych oczach,zobaczyłam przerażenie.I dobrze! Niech się mnie boi! Warknęłam kolejny raz.
-Czego chcesz?!
-Ja tylko..przepraszam..skoczyłem na ciebie przypadkiem..
-I przypadkiem mnie zaatakowałeś,uważaj bo uwierzę!
-JA tylko..-lew chciał już coś powiedzieć,jednak patrząc mi w oczy,zaniemówił.Dopiero po chwili,wydobył z siebie jakieś słowa:
-Siri..
-Tak,-warknęłam
-Nie wierzę,że to naprawdę ty!-lew znalazł w sobie tyle siły,że bez problemu,rzucił mnie z siebie.Zmierzyłam go wzrokiem,a ten mnie od razu przytulił.Oczywiście,go odepchnęłam.
-Kim jesteś,co?!
-To ja..Chaka
-Kto?
Chwilę stałam w bezruchu.Kojarzyłam z koś to imię..tylko z kąt? Przybliżyłam się trochę.Dopiero,kiedy po raz kolejny,spojrzałam w jego oczy,dotarły do mnie wspomnienia.Te jego zielone oczy,nos,grzywa,futro,imię..przecież ja go pamiętam! Mój kolega z dzieciństwa.Mój i Lisy.. Ten który dawno temu,przestał nas odwiedzać,ten z dalekich ziem.Chaka..
-Chaka? Pamiętam cię!-podbiegłam do niego i przytuliłam.Dopiero po chwili,odsunęłam się,zawstydzona.Dobrze,że miałam futro,bo było widać,moje rumieńce.Wydawało mi się,że na jego twarzy,także pojawiły się rumieńce.
Podobny obrazWydał się taki zaskoczony,ale i szczęśliwy.W głowie miałam tyle pytań,tyle chciałam mu powiedzieć.
-Jak tam Lisa?-spytał
-Ma się dobrze,ale wiesz...jak tam na Ziemi Wyrzutków bywa..
-Jak zawsze nędza?
-A co myślałeś,-odparłam,-dawno się nie widzieliśmy...
-Wiem..przepraszam
-Chaka..-podeszłam bliżej lwa,-czy mogła bym w końcu się dowiedzieć..czemu tak długo cię nie było?
Lew wyraźnie się zmieszał,po chwili pochylił głowę i usiadł.
-Bardzo was lubiłem i byłem zły,kiedy Kovu kazał każdemu lwiakowi,uczyć się walczyć bez przerw.Z czasem,pomału o was zapominałem i oddałem się męczoncym treningom.Stałeś się najlepszym lwem walczącym i nie raz,na łapach nosiłem krew.Kovu za każdym razem powtarzał ,,oby tak dalej".Właśnie dzisiaj,kazał mi udać się na zwiady na te ziemię.Przewróciłem się i...
-Nie musisz kończyć..zawsze byłeś dość niezdarny...
Zamyśliłam się na chwilę.Skoro Kovu wysłał go na zwiady,to może to jego wina,że Jua nie żyję? A może,znowu kogoś szuka.Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
-Chcesz się spotkać z Lisą?
-Zawsze o tym marzyłem!
-Haha..to zapraszam..
-Nie mogę,przecież..
-Przysięgam,że cię nie złapią..chodź...
***
Udało nam się zwinnie ominąć całe stado i w spokoju,mogliśmy podejść do Lisy.Lwica także była szczęśliwa,że spotkania z lwem.Długo razem rozmawialiśmy,w końcu Chaka zasługuję na to,żeby wiedzieć,co się nas działo.Nie mówię jednak,że już mu wybaczyłam,zerwania z nami kontaktów.Kiedy słońce,zaczęło pomału opuszczać sam czubek nieba,Chaka pożegnał się z nami i szybkim krokiem,pobiegł w stronę Lwiej Ziemi.Patrzyliśmy jeszcze chwile wraz z Lisą,w ślad za nim,po czym udałyśmy się do jaskini.Położyłyśmy się,przy sobie i od razu zasnęłyśmy,a pomiędzy nami Disi.

W tym czasie na Lwiej Ziemi
Chaka stał przy ścianie.Patrzył nieobecnie na Kovu,walącego w drewniane deski.Nie wiedział,co ma zrobić.Czy pozostać mu wiernym i powiedzieć,o spotkaniu z dawnymi przyjaciółkami,czy milczeć.Brązowy zbliżył się do niego i warknął.
-Czego się dowiedziałeś?
-Niczego..
-Kłamiesz,-uderzył go w twarz,-mów..czego!
Chaka wstał z ziemi i spojrzał w oczy króla.Przymrużył oczy,podobnie jak Kovu.
-Naprawdę nic się nie dzieję.Nędza jak zawsze..
-Jeśli mnie oszukujesz,-przejechał pazurem po jego klacie,-źle się to skończy
Brązowy zniknął,opuszczając jaskinię.Dopiero w tedy,Kovu mógł odetchnąć z ulgą.Tęsknił za oczami Siri.Usiadł i spojrzał na Zazu,leżącego w klatce z kości.
-Ona żyję Zazu,nasz los jeszcze się odmieni...
-------------------------------------------
-------------------------------------------
Mam nadzieję,że rozdział wam się spodobał.Życzę miłej niedzieli i dalszych tygodni.Co myślicie o ich spotkaniu,co myślicie ogółem o lwie?
*pozdrawiam*

sobota, 25 marca 2017

#8

Narrator
-Nikt nie ma prawa do tronu,oprócz mnie!
Kovu wściekły,szedł przez sawanne.Nie mógł pozbierać myśli,ciągle myślał nad tym co się wydarzyło,do tego od pewnego czasu,miewał dziwne sny.Zwykle występowała w nich Kiara,która trzymała w pysku małą lwiczkę.Kolejny krzak,oberwał potężną łapą.Na jego twarzy malował się grymas złości,ale czy właśnie taką odczuwał teraz emocję? Położył się na trawie i leniwie spojrzał na pochmurne niebo.Zamknął oczy,w tedy mógł sobie więcej wyobrazić.Mógł sobie przypomnieć,jakie było życie łatwe,kiedy był jeszcze malutkim lwiątkiem.Usłyszał pewien dźwięk,na który od razu się podniósł.W oddali ujrzał lwice polujące na antylopę.Warknął wściekle,kiedy zauważył,że to wyrzutki.Wystawił już pazury,lecz nagle jakiś pomysł przeszedł przez jego głowę.Nasilił się,kiedy ujrzał w oddali pewną lwicę.Wydała mu się dziwnie znajoma,zwłaszcza po tym czego się dowiedział.Uśmiechnął się szyderczo i zaczął podchodzić do zbiegowiska.

Siri 
Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu,kiedy Disi po raz kolejny,próbowała złapać motyla.Jak za każdym razem,motyl odlatywał a ona walnęła głową o kamień.Westchnęła i poprawiła jasną grzywkę.Podeszła do mnie i przysiadła obok.
-Jestem do niczego!
-Nawet tak nie mów,-odparłam
-Ale..nie ja tak mówię,tylko mama
Spojrzałam na małą smutną.Straszne było to,że pomimo upływu czasu,Jua dalej nie pokochała malutkiej.Mwzo czasami spotykał się z malutką i się z nią bawił.W końcu,brązowa lwiczka miała tylko sześć miesiące.Było mi jej żal.Jak na tej ziemi,ma się nauczyć empatii,zwłaszcza z taka matką.Przysunęłam ją bliżej siebie.
-Mama gada głupoty,-odparłam,-jesteś wyjątkowa
-Ty także

-Serce służy do kochania,nie można go lekceważyć,-powiedziała z dumą Disi.Właśnie miałam ją odprowadzić,do legowiska Jua.Nie przestawała gadać,ani na sekundę.Przed nami nagle pojawił się Mwzo.Spojrzał na nas obie.
-Wezmę ją dzisiaj,-powiedział,a ja popchnęłam Disi w jego stronę.Przełknęła ślinę i niepewnie poszła za ojcem.Ja,tym czasem,postanowiłam poszukać Lisy.Nie widziałam jej od pewnego czasu,a musiałam jej pilnie coś powiedzieć.Chciałam jej powiedzieć,to czego się dowiedziałam.W końcu,to moja przyjaciółka i na pewno mi jakoś pomoże,a ja...muszę z kimś o tym porozmawiać.Rozglądałam się więc po całym stadzie.Wśród lwic,szarpiących korzenie i szukających czegoś w ziemi,nie dostrzegłam Lisy.Dopiero przy jaskini stada,siedziała moja przyjaciółka.Patrzyła nieobecnym wzrokiem,na krajobraz Ziemi Wyrzutków.Kiedy mnie dostrzegła,podniosła się i mnie przytuliła.
-Miło cię widzieć Siri
-Nawzajem,tylko mi bardziej zależało na tym spotkaniu
-Dlaczego?
-Może się przejdziemy? Nie chce gadać przy lwicach..
-No dobra..-powiedziała niepewnie i ruszyła za mną.

Szybkim krokiem opuściliśmy teren zamieszkiwany przez stado.Wiatr lekko popychał do przodu moją sierść.Przedarłyśmy się przez wyschnięte krzewy,by ostatecznie znaleźć się koło jeziora krokodyli.Przysiadłyśmy daleko od brzegu,tak by tylko je obserwować.Woda w której pływały gady,była brudna i płytka.Wystawiłam język z obrzydzeniem i spojrzałam na przyjaciółkę.Brązowa zmrużyła lekko oczy i uśmiechnęła się pół gołąbkiem.
-To o czym chciałaś,że mną porozmawiać?-spytała Lisa,a jej ogon lekko uniósł się w górę.Wzięłam głęboki oddech.
-Minęło już sporo czasu,a ja przez ten cały czas,niosę w sobie tą tajemnice...już nie mogę tego dłużej ukrywać,mam nadzieję,że jako przyjaciółka mnie zrozumiesz i pomożesz..
-Siri,przestań mnie straszyć...mów w prost!
-Więc,jestem księżniczką Lwiej Ziemi,córką Kiary i Kovu...
-Jak?!
-Długo by tłumaczyć...
 Lisa spuściła głowę,a ja pomału zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.Z każdym słowem,czułam jak łzy gromadzą się w moich oczach.Nic dziwnego,że mi z początku nie wierzyła..ja też,bym sobie nie wierzyła.Kiedy tylko skończyłam,Lisa westchnęła.
-Dotrzymasz tajemnicy?
-Oczywiście,ale...co chcesz z tym zrobić?
-Jeszcze nie wiem,ale muszę być silna.Tak chciałaby mama,-westchnęłam i wraz z przyjaciółką zaczęłyśmy wracać.
Droga powrotna,minęła nam w jeszcze większej ciszy.Czułam się dziwnie.Czy dobrze postąpiłam,mówiąc jej o tym?-pomyślałam i zatrzymałam lwice.
-Jesteś wielką przyjaciółką...jedyną,-szepnęłam jej na ucho i dla zabawy je ugryzłam.Pisnęła i się odsunęła,by także przybrać pozycję gotową do walki.Przypomniały mi się te chwile,kiedy byłyśmy jeszcze małe.Nie znałyśmy wielu zabaw,nie znałyśmy innego życia.Mimo pustych brzuchów,byłyśmy szczęśliwe z tego,że mieszkamy tutaj.Teraz,bawiąc się tak,potwierdziłam swoje słowa sprzed lat.Położyłam się na Lisie i ziewnęłam.Zirytowana warknęła.Zaśmiałam się głośno,po czym zeszłam z niej i z powrotem pobiegliśmy w kierunku stada.
***
Już na miejscu,wyczuliśmy dziwną atmosferę stada.Lwice,kopały smętnie w ziemi.Ich wychudzone ciała,można było zobaczyć z daleka.Podeszłam do jednej z nich-Daa.Szara z początku,nic sobie nie robiła z mojej obecności,lecz później podniosła na mnie wzrok.
-Czego?!
-CO się dzieję w stadzie? Wszyscy są tacy smutni,-powiedziałam z lekką nieśmiałością
Lwica prychnęła i wróciła do swoich zajęć.
-Siri!!-usłyszałam nawoływanie.Dobrze znałam ten głos.Nie należał on do Lisy,lecz do Disi.Mała ,,księżniczka" podbiegła do mnie i wtuliła w moją sierść.Widziałam w jej oczach łzy.Objęłam ją łapą.Jej zachowanie zaniepokoiło mnie.
-Co się stało mała?
-Mama..mama..nie żyję,-załkała
-Co?
-To co słyszysz,-warknął Mwzo.Odwróciłam się w jego stronę.Stał wyprostowany i poważny.Wpatrywał się we mnie,a następnie skierował wzrok na córkę.
-Jua nie żyję,ktoś ją zabił,-powiedział chłodno,-zajmij się moją córką
Nie czekając na moją reakcję,odszedł.Przytuliłam bliżej małą.Ciekawi mnie,kto zabił Juę.No..mogę podać całą listę jej wrogów.Nie będę się w to mieszać,mam teraz większe problemy.Spojrzałam na malutką i wzięłam ją w pysk.Podeszłam do zaniepokojonej Lisy.

-Coś nie tak?-spytałam,odkładając Disi na ziemię.Mała dalej była wystraszona i roztrzęsiona,tym co się wydarzyło.
-Boję się,że nas oskarżą o jej śmierć,-powiedziała Lisa
-Czyli już wiesz..mhm..nie martw się,będzie dobrze,-powiedziałam,-a w ogóle wiesz,jak to się stało?
-Podobno,kiedy ucięła sobie drzemkę..
-Czyli ten ktoś wszedł na naszą ziemię,-zamyśliłam się
-Albo z niej jest,-dokończyła Lisa
Tak szybko,jak nadszedł dzień naszej rozmowy,tak szybko na niebie pojawiły się gwiazdy.Tej nocy,każdy spał wtulony w siebie.Lisa we mnie,a ja w nią.W łapach miałam Disi,od dzisiaj pół sierotę.Spałabym tak dalej,gdybym w oddali nie usłyszała trzasku.Otworzyłam oczy i ujrzałam cień.Ostrożnie zostawiłam Disi i powolnym krokiem,ruszyłam w jego stronę.Jakby wyczuł ruch,bo szybko zniknął.Poczułam mocny ból.Przyjrzałam się mojej łapie.Krwawiłam.Pisnęłam z bólu i spojrzałam na ziemię.Leżało tam coś przezroczystego,ostrego i obcego.To zadało mi taki ból? Nie wiem...nic już nie pamiętam.Zemdlałam.Słyszałam jednak stłumione odgłosy i poruszające się łapy.

----------------------------------------------------
Nie jestem z tego rozdziału zadowolona,ale mam nadzieję,że przynajmniej jednej osobie się on podoba.Macie już przypuszczenia,co się dalej wydarzy? Jak wam się podoba nagłówek bloga?
A tak z innej beczki..blog został przedłużony i teraz będzie o jeden lub dwa,więcej rozdziałów.Tak więc ten...miłej soboty/niedzieli :)
*pozdrawiam*


niedziela, 19 marca 2017

#7

Podobny obraz

-Ja umieram,Siri....
-Nie!-tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić,zanim zalałam się łzami.Nie mogłam w to uwierzyć.Czemu on! Mogłabym podać z milion kandydatów do śmierci.Ktoś,kto zawsze był gotowy mi pomóc,ma zginąć.Dlaczego,duchy chcą go tam na górze,kiedy ja potrzebuje go przy sobie.Poczułam na sobie rękę.Spojrzał na szamana,zaszklonymi oczami.
-Nie płacz,już dość łez przelałaś,-mówił z trudem,-zanim odejdę i dołączę do gwiazd..muszę ci coś powiedzieć
-M-mów,-powiedziałam po chwili,dalej łkając.Uśmiechnął się do mnie.Nie rozumiałam,jak mógł być taki spokojny,w chwili śmierci.Cały zakrwawiony,poraniony,usiadł.
-Niewiedza nas prowadziła przez wiele lat..ale już pora by zniknęła,-zaczął,-nie jesteś wyrzutkiem Siri..
Chciał już dokończyć,lecz nagle upadł.Złapał się za brzuch,a z jego ciała poleciało więcej krwi.Nie mogłam na to patrzeć,na jego ból i cierpienie.Zamknął oczy,a ja czułam,że już ich nie otworzy.Położyłam więc się przy nim.
-Jesteś córką Kiary,następczynią tronu Lwiej Ziemi..-usłyszałam i natychmiast spojrzałam na szamana.Nic więcej nie powiedział...umarł.
***
Zalana łzami,zakopałam jego ciało i powoli zaczęłam kierować się na Lwią Ziemię.Te hieny,jestem pewna,że to Kovu je tutaj nasłał.Jeśli go spotkam,to nie liczę za siebie.Użyję pazurów,zębów...byle żeby wylądował w piekle,Zatrzymałam się nad mostem granicznym.Musiałam ostatni raz wszystko przeanalizować.Rafiki,powiedział że jestem córką Kiary-córki Simby i Nali,królowej Lwiej Ziemi,która w zginęła z łap własnego męża.To znaczy...naprawdę jestem córką tego tyrana Kovu i Kiary. Tylko,czemu mieszkałam całe życie na Ziemi Wyrzutków? Czemu..nigdy mnie nie szukano?
W głowie miałam milion czarnych scenariuszy.W sumie pomału,wszystko układało mi się w głowie.To mój ojciec,chciał mnie zabić,ale czemu? Co..bał się że córcia zabierze mu tron? O tym rozmawiał z Mwzo? Chciał mej śmierci? Nie daruję mu tego,że zabił mamę,Rafikiego i...może jeszcze kogoś więcej.Byłam taka zła,że nie mogłam ustać w miejscu.W jednej chwili,chciałam pobie na lwią skałę i na wrzeszczeć na lwa.Powstrzymałam się jednak i postanowiłam wracać na Ziemię Wyrzutków.Nie wiem,co się dalej wydarzy.Nie dam jednak,odebrać sobie życia.Muszę być silna..dla nich.
***
Dotarłam do znanego mi miejsca.Chciałam od razu,wejść do jaskini i uciąć sobie drzemkę.Zatrzymała mnie jednak Lisa.Chciałabym się jej zwierzyć,ale nie wiem,czy to zrobić.Uśmiechnęłam się nieszczerze,dalej wszcząśnięta tym co się wydarzyło i czego się dowiedziałam.Na szczęście przyjaciółka,nic nie zauważyła.
-Wiesz,że Jua urodziła!-powiedziała z entuzjazmem
-Naprawdę?
-Tak..chodź,zobaczysz,-powiedziała i ruszyła przed siebie,poszłam za nią.Minęliśmy kilka lwic i jaskinię Mwzo.Lew nie przejął się widać narodzinami,bo spał w niej.Kiedy przechodziliśmy,otworzył tylko jedno oko,lecz natychmiast je zamknął.Chyba też,czuł się nieswojo,a może wiedział,co się wydarzyło? Minęłam lwa i ruszyłam dalej za Lisą.Szybko dotarliśmy,do legowiska Juy.Była otoczona przez lwice,że wszystkich stron.Musiałyśmy się przepchać przez tłum.Było jednak warto,bo po paru minutach,mogliśmy ujrzeć jej potomka.Był nim brązowy lwiak o zielonych oczach.Smacznie spał,w łapach matki.Kiedy nas zauważyła,uśmiechnęła się szyderczo.Lisa cofnęła się trochę,ja jednak stałam naprzeciwko jej oczu.Lwica rządna krwi,zdziwiła się trochę..jednak nie dała tego po sobie poznać.Nie mogłam jej wybaczyć dalej,tego uderzenia.Dalej miałam trochę krwi,na nosie.
-Gratuluję synka,-uśmiechnęłam się,na co ta się skrzywiła.Nie wiedziałam,o co chodzi? U lwic,wybuchła fala szeptów.
-To takie śmieszne,-warknęła,-przyszłaś tu się,że mnie naśmiewać?!
-Nie! O co ci chodzi? Ja tylko gratulowałam...
-To nie jest syn,tylko głupia córka!!
Bardzo się zdziwiłam,a równocześnie zirytowałam.Niby lwica,ma być głupia.Dlaczego? Bo zwykle są słabsze od lwów? Aha..czyli dlatego Mwzo się nie przejął.No cóż..teraz już wiem,że Jua nie ma serca.
Miałam kamienną minę,nie okazywałam żadnych emocji.W końcu jednak,odezwałam się.
-A więc gratuluję córeczki.Jest piękna,-uśmiechnęłam się do małej,-jak ją nazwiesz?
-Yyy,-zmieszała się trochę,-nazwę ją Disi
-Nawet ładnie,-powiedziałam,-czyli ja pójdę na polowanie,na pewno musisz odpocząć
Wystawiła szeroko oczy,a jej szczęka opadła.Widać,była zdziwiona takim obrotem spraw.Spokojnie..ja tylko lituję się nad Disi,nie nad Juą.
-Dobrze..-powiedziała cicho
Nie trzeba było drugi raz powtarzać,poszłam na polowanie.
***
Skradałam się cicho do celu,bez szelestnie.Kiedy byłam już dość blisko,skoczyłam.Wbiłam się w jej szyję i po chwili zebra była martwa.Prysła krew.Złapałam ją za nogę i zaczęłam ciągnąć ku Ziemi Wyrzutków.

Narrator
Kovu stał na szczycie lwiej skały.Widział polowanie Siri,lecz jej samej nie widział wyraźnie.Uśmiechnął się szyderczo i zaczął schodzić.W jaskini,leżały lwice,a w klatce spał Zazu.Jeden ryk wystarczył,by wszyscy stanęli na nogi.
-Na polowanie,już!!-zwrócił się do lwic,które jak na zawołanie,ruszyły na sawanne.Król został sam z majordamusem.Usiadł na podwyżu i ziewnął potężnie.
-Co tam porabiasz ptaszku?-zadrwił
-A co mogę robić w tej klatce,-odpowiedział
-Wiesz za dużo,nie mogę cię wypuścić,-udawał zatroskanego.Majordamus nic nie odpowiedział,wrócił do swoich zajęć.Kovu uśmiechnął się ponownie.Uwielbiał taki styl życia.On był najważniejszy,a nie jak dawniej...kiedy żył jeszcze Simba.Był pewien,że jego matka,byłaby z niego dumna.Myślał też,jakby tu uciszyć Zazu,żeby nie wygadał tajemnicy chowanej przez wieki.Miał także nadzieję,że hieny dobiły Rafikiego.No cóż...został mu jeszcze jeden problem.Jego ,,ukochana" córeczka.
Zeskoczył z skały i także ruszył na sawanne.Podobnie zrobił złoty lew o czarnej grzywie.Także,ruszył na sawanne.Ale ten,miał inny cel podróży....
--------------------------------------------------------
Ten rozdział dedykuję Igrid której udało się przewidzieć bieg wydarzeń :)
Mam nadzieję,że rozdział się podobał.Macie już swojego ulubieńca?
1.Myślicie,że Siri powinna powiedzieć wszystko Lisie?
2.Jak myślicie,co Siri zamierza zrobić po tym,jak dowiedziała się prawdy?
3.Co planuję Kovu?
*pozdrawiam*

piątek, 17 marca 2017

#6

...I nie myliłam się.Kiedy tak szłam,zauważyłam cień.Było już jednak za późno,żeby się odwrócić.Dostałam,potężną łapą w głowę.Czułam,że krwawie.Udało mi się jednak,spojrzeć na mojego oprawce.
Jego czerwone niemal krwiste oczy,wpatrywały się we mnie z nienawiścią.Jego oko na którym pojawiła się pierwsza skaza,podobna do tej w sercu,mrugała bez opamiętania.Łapa za łapą,coraz dalej od niego a jednak coraz bliżej.Ślepy zaułek to chyba nienajlepsze w tej sytuacji,zwłaszcza jak lew zbliża się do ciebie bardziej i bardziej.W końcu stanął przede mną i posłał ten swój uśmiech,podobny do tego szaleńca.Jego łapa uniosła się do góry,wystawił pazury i był gotowy zadać pierwszy cios.Zamknęłam oczy i czekałam na wyrok śmierci.Czułam,dotyk pazurów na moim ciele.Rozdzielało mnie od środka.Poczułam mocny ból,który po chwili minął i został zniszczony przez ryk.Otworzyłam oczy i zobaczyłam to,czego zobaczyć nie powinnam......albo,bym się nigdy nie domyśliła.Mwzo-ten lew,który zawsze był wredny...teraz,walczył w mojej obronie.

Dwa lwy,drapały się i gryzły.Lała się krew.W końcu,to Mwzo,pokonał obcego.Przegryzł mu tętnicę,tym samym go zabijając.Kopnął jego nieżywe ciało i zbliżył się do mnie.Cofnęłam się,tym samym syknęłam z bólu.Strasznie bolało mnie ciało,nie wiedziałam,czy wrócę o własnych siłach.Nie chciałam jednak łaski.Mimo wszystko,byłam mu wdzięczna,za uratowanie życia...chociaż,czy śmierć nie była by lepsza?
-Siri,nic ci nie jest?
-Nic,-skłamałam,-dzięki za ratunek
-Przecież,nie mogę pozwolić,żeby zginęła có...cudowna lwica,-(zmienił temat) Spojrzałam na niego i próbowałam,wymusić uśmiech.Lew widać,chciał już odejść,ale nie mógł.Zbliżył się do mnie i przysiadł obok.
-Wiesz Siri,nie wszystko jest takie jak ci się wydaję..
-To znaczy,-usiadłam na przeciw króla wyrzutków
-Może...zacznę od początku:
Pierwszym królem,który postawił łapę na tym pustkowiu,był Kwanza*.Zamieszkał tu,będąc wygnanym przez brata.Nie załamał się.Stworzył wielkie imperium,Złą Ziemię.Byli silniejsi i sprytniejsi,niż lwioziemcy...a jednak,przegrali ostatnią bitwę.Kwanza,się nie podał.Był uparty,oraz dążył do celu.Dzięki niemu,granice wzrosły.Po jego śmierci,na tronie,zasiadł jego syn,a później wnuk i prawnuk..każdy z nich,był gotów do poświęceń.Jego praprawnuk,Ahadi...ożenił się z Uru-królową Lwiej Ziemi.Issaka,jego brat-został władcą Złej Ziemi.Miał wielki spryt,którym podążało wiele pokoleń.
Po tym jak Kovu i Kiara..połączyli stada,a Zira zginęła....Zła Ziemia,stała się zapomniana.Z czasem,zyskała miano Ziemi Wyrzutków....Wielu do niej wróciło,wielu zginęło! 
Kiedy zostałem królem,przysiągłem,że pójdę śladem moich przodków.Nie płakałem,kiedy bawół zranił mi oko,tym samym je tracąc.Ponadto byłem z tego dumny! Wygrałem wiele bitew,kiedy ty zaledwie uczyłaś się mówić.Dalej jednak,byłem wyrzutkiem z jedną łapą.A co do łapy,wiesz jak ją straciłem? Podczas starcia z....Kovu.Oderwał mi ją,żebym nie mógł być potężny.Czy mu się udało...sam nie wiem.Ogień we mnie pomału gaśnie,a mój świat pokrywa ciemność...

Nie wiedziałam,co o tym myśleć.Po raz pierwszy,poznałam historię swojej ziemi.Mwzo po tym,odszedł.Stałam dalej zdziwiona i zastanawiałam się czemu,mi to powiedział.Powróciła scena z wodopoju,scena walki z nim i jego rozmowy z Kovu.Ten świat,jest pełen tajemnic....a największe,czekają by je odkryć.

Tę noc,spędziłam tutaj.Nazajutrz,postanowiłam wrócić do stada.Szłam jednak powoli,bez szmeru.Słońce,dopiero zaczęło wschodzić.Jego powietrze,było takie czystę-przyjemne.Wiatr,opromieniający sawanne pola,czochrał moją futro.Przestał.Dotarłam do granicy.Moje dalej bolące ciało,przeszyła fala mrozu.Uniosłam dumnie głowę,a łapą wytarłam krew.Postawiłam jedną łapę do przodu,i szybko ją cofnęłam.Słyszałam stłumione odgłosy walki,niedaleko.Po chwili namysłu,ruszyłam w tamtym kierunku.
W oddali,zobaczyłam znajomą sylwetkę.Przyspieszyłam,kiedy zorientowałam się,że to Rafiki stoi,otoczony przez hieny.Wymachiwał swoją laską,próbując się bronić.Tracił jednak siły,kiedy padlinożercy,je zyskiwali.
Zobaczyłam jak upada,a następnie..skacze na niego jedna hiena.Mimo ogromnej fali bólu,przeszywającej me ciało,rzuciłam się na nią.Walnęłam w policzek i kopnęłam jej brzuch.Rzuciłam się na kolejną,przygniatając ją do ziemi.Drapnęłam ją i ugryzłam jej ucho.Przyszła pora na kolejną.Ta jednak zrezygnowana,uciekła,a za nią cała sfora.Ryknęłam w ślad za nimi,i podeszłam do szamana.Ciężko mu się oddychało,być cały poturbowany.Patrzył na mnie,a ja na niego.Zaszkliły mi się oczy,pierwsze łzy spłynęły,po moich policzkach.Położyłam głowę na jego ciele,łkając.To nie może się tak skończyć,nie teraz,nie w tym momencie!! Teraz już głośniej płakałam.Kiedy poczułam rękę na tyłach mojej głowy,lekko się uspokoiłam.Spojrzałam na mandryla,uśmiechającego się do mnie resztkami sił.
-Ja umieram,Siri....

*Pierwszy

niedziela, 12 marca 2017

#5

Lwy były coraz bliżej.Cały czas szłam do tyłu.Miałam szczęście,że nie widzieli mnie pod osłoną nocy.Miałam jednak zapach i to on,miał mnie za parę minut zdradzić.A jednak nie. Kovu widocznie uznał,że to była tylko mysz,bo już za chwilę wrócił do rozmowy z Mwzo.Odetchnęłam z ulgą i w szybkim tempie,wróciłam na Ziemię Wyrzutków.Cały czas,miałam jednak przed oczami ich obraz i słowa które mówili,a między innymi,że Kovu ma córkę.Ta informacja,bardzo mnie cieszyła.Mimo iż byłam z Ziemi Wyrzutków,wiedziałam jak się sprawy mają na Lwiej.Może jego córka,nie jest okrutna,może ona odmieni nas los.Jednak próżne me nadzieję,przecież wychowuję się na Ziemi Wyrzutków,a tutaj rzadko kto jest miły.
Popatrzyłam na daleką skałę.Nic nie odczuwałam,nic nie mówiłam,po prostu na nią patrzyłam.

Gryzienie ucho,to najlepszy sposób na pobudkę,który zastosowała Lisa.Wstałam w trimigach i z oburzeniem spojrzałam na nią.Wysłała mi tępy uśmiech i pokazała ogonem,że chce wyjść z jaskini.Od niechcenia,poszłam za nią.Udałyśmy się nad wodopój.Ponieważ jeszcze nie nadszedł świt,nikogo tam nie było.Napiłyśmy się więc wody w spokoju.Postanowiłyśmy skorzystać z okazji i coś upolować.Akurat niedaleko pasła się antylopa.We dwie,miałyśmy większe szanse na sukces.Zaczęłyśmy się skradać,cicho i bezszelestnie.Nigdy nie byłam dobra w polowaniu,ciekawe po kim to mam? Szłam więc u boku Lisy i naśladowałam każdy jej ruch.Łapy musiały przylegać do ziemi.Pazury wystawione,kły obnażone. Kiedy lwica skoczyła na zwierzę,zrobiłam to samo,ostatecznie je zabijając.Zabrałyśmy się do jedzenie.To może była nasza ostatnia szansa,żeby mieć pełne brzuchy.W końcu wszystko,oddawałyśmy przywódcy lub Jua. Po paru minutach,po zwierzynie..pozostały tylko kości.Poczułam zapach króla Kovu.Moją towarzyszkę ogarneła panika.Zabrałyśmy się do ucieczki,żeby szybko znaleźć się na naszej ziemi.Wiedziałam jednak,że zdążył ujrzeć dwie lwice,na jego ziemi.

Nikt nie zauważył naszej nie obecności.Zabrałyśmy się od razu do wykopywania kości.Trzeba było grać pozory,że dalej jest się głodnym.Było mi żal,innych lwic.Ale co zrobić? Rozejrzałam się po naszej ziemi.Jak zawsze,nie było śladu żadnego lwiątka.Lwice wykopywały kości,lub gryzły korzenie.Jua leżała na jednej że skał i wydawała polecenia lwicą.Mwzo,robił to co zawsze.NIC.Siedział tylko i patrzył w dal.Pewnie zastanawiał się nad tym,co powiedział mu Kovu.Nigdy bym nie sądziła,że ten przywódca,Mwzo.Co zawsze honor,stawiał na równie wszystkiemu,będzie w stanie zabić błękitną krew.Okey,rozumiem,że jak się później okazało,moi bracia zginęli z jego łap.Potrafiłam mu wybaczyć.Mimo to,w moim sercu..pozostała jakaś dziwna rana.Dlaczego ich zabił? Z tego,co wiem,były to dzieci nie tylko Rosy,ale i jego wroga.Moja opiekunka z tego co powiedziała mi Maro-jedna z partnerek Mwzo,przyjaciółka Rosy...podobno była zdrajczynią.Chciała uciec,razem że mną.Nie czułam,że Rosa..chciałaby kogoś zabić.Chciała tylko dobra synów.Szkoda,że to się tak potoczyło.

Wpatrywałam się dalej w lwa.Kolejne rany,ozdobiły jego ciało.Jego brązowa grzywa,powiewała na wietrze.Wzrok miał dalej nieobecny.Ku mojemu zdziwieniu,podniusł się.Warknął na lewicę,stojące na drodze..którą chciał przejść.Wdrapał się na skałę,z której często ogłaszał jakieś komunikaty.Z jego krtani,wydobył się potężny ryk.Sprawił on,że wszyscy,znaleźli się u podnuża jego łap.Nawet Jua,była obecna.Wśród zebranych,panowała cisza.Nikt nie śmiał się odezwać.Mwzo widząc to wszystko,wypiął dumnie klatek.Spojrzał na wszystkich i grobowym tonem..powiedział:
-Nudzi mi się i dlatego,mam ochotę z kimś powalczyć.Ci..którzy zmieżą się że mną i wygrają...mają prawo rządach,ode mnie..wielkiego władcy,wszystkiego a ja ich prośbę społnię.

Kolejka się ustawiła.Każdy,chciał wziąść udział w walcze,albo ją obserwować.Po dłuuugich namowach Lisy,zgodziłam się,wziąść udział.Nie długo miałam się z nim zmierzyć.Do moich uszu,docierały odgłosy walki.Połowa zebranych,przegrywała i wracała do jaskini z pochyloną głową.W końcu,przyszła moja kolej.Stanęła przed lwem.Zmierzył mnie wzrokiem i prychnął cicho.Warknęłam i wystawiłam pazury.Podobnie zrobił on.Odkrążyliśmy siebie,by w końcu zaatakować.

Poczułam uderzenie w twarz,ale mimo to się nie podałam.Każdy cios dodałam mi tylko sił.Zrobiłam unik i ugryzłam lwa w szyję.Syknął i uderzył mnie w brzuch.Powtórzyłam gest,po czym rzuciłam sie na niego.Chwilę się szarpaliśmy,w końcu to ja..wylądowałam na górze.Przygniotłam go do ziemi,uśmiechnął się tylko szyderczo.Udało mu się mnie rzucić z siebie.Tłum zebranych zamarł,kiedy uderzył mnie w twarz.Teraz warknęł jeszcze groźniej.Zwykła niewinna walka,zmieniła się w pojedynek na śmierć i życie.Walnęłam lwa z całej siły i na niego skoczyłam.Ugryzłam go w szyję i zeskoczyłam,by wymierzyć cios w policzek lwu.Nie dał za wygraną.Także się na mnie rzucił.Szarpaliśmy się jeszcze trochę,kiedy lew nagle oddemnie odszkoczył.Patrzył na mnie ze strachem.Pierwszy raz go takiego widziała.Pobiegł gdzieś,tak że,straciłam go z oczu.

Mwzo
Pozostałe lwice,pokonałem szybko,z tą całą Siri,miałem problem.Walczyliśmy zaciekle,gryząc się i drapiąc.Kiedy rzuciłem się na nią,myślałem...że już wygrałem.Ale w tedy,zamiast niej,zobaczyłem Kiarę.Wszędzie bym rozpoznał te jej czerwonobrązowe oczy i miły uśmiech.W końcu,dawniej się przyjaźniliśmy.Kiedy ją dostrzegłem,zamiast Siri....nie wiem,co we mnie wstąpiło.Opanował mnie strach,uciekłem.Wiem,że się upokorzyłem,ale muszę o tym powiedzieć Kovu,jak najszybciej.Ciągle nie wiem,czy to dobre wyjście,ale kazał mi powiedzieć,jeśli znajdę jego córkę.A właśnie,ją znalazłem! Kto by pomyślał,że taka piękna lwica,będzie córką tego...-nie dane mi było skończyć,bo znalazłem się już na granicy.Przyspieszyłem kroku,a będąc pod lwią skałą...zatrzymałem się.Kazałem jakiejś lwicy,pójść po króla.Przeraził mnie jej stan.Była cała pogryziona i wychudzona,ale w pośpiechu poszła po lwa.Dość szybko się pojawił.Ustawił się w pozycji bojowej i groźnie zawarczał.Nic dziwnego,w końcu zabronił mi tu przychodzić.Nie miałem jednak wyboru.
-Kovu,weź się uspokój.Przyniosłem ci pewną informację!
-Nie mogłeś,poczekać z nią do nocy!-warknął chłodnym tonem
-To ja tutaj,uciekam z pola walki,a nie ty...więc,zamknij pysk,co?
-Coś ty powiedział!!?
-Cicho!-uniosłem się,-posłuchaj,wiem kim jest twoja córka...
Wystawił zęby i wskoczył na mnie.Przygniótł mnie do ziemi,a pazury wbił mocno,w moją klatę.Syknąłem.
-Kim ona jest?
-Jak myślisz matole! To ta Siri,o której ci mówiłem.Sierota,o za dobrym sercu!
-A tak,-szedł że mnie,-gdzie ją mogę znaleźć?
Kiwnąłem głową na znak,że nie wiem.W tedy,uniósł się jego potężny ryk.Jak na zawołanie,za nim pojawił się lew.
-Masz znaleźć tą całą Siri,wiesz jak wygląda? I ZABIĆ!!
Lew kiwnął głową i pobiegł przed siebie.Ostatnie zdanie mnie zmroziło.Jak to zabić? Patrzyłem w ślad za lwem,domyśliłem się co mam zrobić...

Siri
Szłam pod osłoną nocy.Musiałam ochłonąć,po wszystkich dzisiejszych emocjach.Dotknęłam,mój czerwony policzek.Pamiętam,jak mocno mnie bolał,kiedy to po ucieczce Mwzo,Jua mnie uderzyła.Nie wiem czemu,po prostu to zrobiła.Nie płakałam,nie krzyknęłam na nią,nie oddałam jej.Po prostu,poszłam na nocny spacer.
Przeszłam już sporą drogę.Cały czas,zdawało mi się,że ktoś za mną idzie...i się nie myliłam.

piątek, 10 marca 2017

#4

Tego dnia nic się nie działo.Na Ziemi wyrzutków,zapanowała susza.Zaczęło ubywać wody,nie mówiąc już o braku jedzenia.Większość jego była przekazywana Jua.Pewnie się zastanawiacie,czemu? Brązowa od pewnego czasu oczekiwała potomstwa.Tym samym stała się jedyną partnerką Mwzo.Codziennie chodziła do medyczki i odpoczywała,a nas posyłala na poszukiwania jedzenia.Lwice z Lwiej Ziemi,częściej przebywały na sawannie,tym samym ograniczały nam dostęp do pożywienia.Musieliśmy szukać myszy,a i tak większość oddawaliśmy Jua.Chodziłam z pustym brzuchem,tak jak większość lwic.Nie oczekiwałyśmy cudu,tylko litości z strony lwicy.Przyszła matka,stała się również drażliwa i jeszcze wredniejsza.Wolałam,trzymać się od niej z daleka.Większość mojego czasu,poświęcałam mojej przyjaciółce.Tylko ona,wiedziała o moich dziwnych snach.Pocieszała mnie tym,że to jest tylko przypadek,ale coraz mniej wierzyłam w to,że nie są przypadkowe.Zwłaszcza,o tym lwie,lwicy i Kovu.Krew była taka realistyczna,a oni tacy prawdziwi.Już nie wiedziałam,co mam robić.Postanowiłam,przejść się na spacer.Był jeden problem,dzisiaj Mwzo zabronił wychodzić.Musiałam,coś wymyślić.W końcu,zdecydowałam się uciec,kiedy nikt nie będzie patrzył.Okazja,nadarzyła się trochę później.Udało mi się,uniknąć wzroku lwic i przejść pół trasy.Kiedy,na mojej drodze stanęła Jua.Spojrzała na mnie,jadowitymi oczami.
-A gdzie,to się panienka wybiera?
-Ja...ja idę na polowanie
-Kłamiesz!-podniosła głos,-przecież wiem,że niedawno byłaś z lwicami na łowach!
-No tak,ale...zawsze...warto...pójść drugi raz,-próbowałam wymusić uśmiech.Spojrzała na mnie podejrzliwie,odwróciła wzrok i już myślałam,że odchodzi,kiedy nagle się odwróciła, i z całej siły,walnęła mnie w nos.Poleciała krew,strasznie bolał.
Panie i Panowie,po raz pierwszy na tym blogu,mamy obrazek xd
Złapałam się za niego,a oczy mi się zaszkliły.Spojrzałam na nią,stała wściekła obok.ONA WŚCIEKŁA?! TO CHYBA JA,POWINNAM BYĆ WŚCIEKŁA! Z NOSA LECI,MI PRZEZ NIĄ KREW!!-krzyczałam w myślał.Już chciałam,słowa tam wypowiedziane,przelać na lwice,kiedy ta...jakby nigdy nic,odeszła.
Ogarnęła mnie wściekłość.CO ONA SOBIE WYOBRAŻA! Chciałam wyładować gniew,i wyleczyć nos.Zaczęłam biec w kierunku lwiej skały.

Wielką atrakcją dla zwierząt,był widok biegnącego wyrzutka.Ominęłam zręcznie zwierzęta,by w końcu,zatrzymać się przy wodopoju.Nie mogłam oddychać,musiałam się opanować.Spojrzałam w wodę,że smutkiem.Do czego,to wszystko doprowadziło.Przetarłam łapą swój nos,następnie zanurzając go w wodzie.Kiedy wynurzyłam moją twarz,spostrzegłam coś dziwnego.Jedną cześć mojej twarzy,zajęła kremowa lwica.Miała czerwone oczy i się do mnie uśmiechała.Wychyliłam się bardziej,by ją uważnie zauważyć.Próbowałam ją rozpoznać.....z kąt ja ją znałam?

Odezwała się do mnie,ciepłym głosem:
Nie pozwól,by twe serce..stało się ciemne
Nie pozwól,by przepadł ród twej krwi
Nie pozwól,by popadł w zapomnienie
Nie pozwól....Siri!
(zniknęła)

Analizowałam,to co mi powiedziała.O co chodziło? Kim była? Już ją kiedyś widziałam...jest zapomniana,ukryta w pamięci.Spojrzałam w dal.Wydawało mi się,że coś tam widzę,i się nie myliłam.W oddali,zauważyłam sylwetkę Mwzo.Ciekawość,wzięła górę.Poszłam cicho w jego stronę.Szybko go dogoniłam i po chwili,ukryłam się pod osłoną nocy.Miałam nadzieję,że mnie nie zauważą.Przykucnęłam.Koło Mwzo...stał Kovu.O czymś rozmawiali,a właściwie się kłócili.Dotarły do mnie,tylko ułamki ich rozmowy.
Kovu:A więc,ona żyję!
[...]
Mwzo:I co z tym zrobimy?
Kovu:Daj mi pomyśleć!
[...]
Mwzo:Twoja córka żyję i do tego..jest na mojej ziemi!
Kovu:Przecież ona mi zabierze tron!

Nie mogłam ich już słuchać,zaczęłam się cofać.Szłam do tyłu,gdy nagle...rozległ się trzask gałęzi.Wydałam się! PO usłyszeniu hałasu,ucichli i zaczęli się do mnie zbliżać.Byłam w potrzasku...

W końcu,skończyłam #4 (brawa!!) Przepraszam,za jakość notki,ale obiecuję,że następny rozdział będzie lepszy.Ten rozdział,bardzo długo pisałam i dalej nie wiem,czy mi się udał.Sami zadecydujcie i napiszcie koma (może być nawet *).Pa :)
Nie długo pokaże się kolejny rozdział,przygód naszej Siri. Podejrzewacie,co się dalej wydarzy...?

*Pewnie już większość was,domyśla się kim jest duchowy przewodnik Siri?

niedziela, 22 stycznia 2017

#3

Omijałam kości zmarłych lwów.W powietrzu dalej czułam zapach krwi.Zatrzymałam się przed znajomym mi ciałem...Lisy.Kilka łez uroniłam,ale szybko je wytarłam,musiałam być silna.Spojrzałam w stronę Lwiej Skały,na której stał brązowy lew.Zaryczał.W tedy spojrzał na mnie,ale zamiast niego stała tam teraz pomarańczowa lwica.Szybko opuściła miejsce,gdzie wcześniej się znajdowała.Podeszła do mnie i lekko przytuliła.Dopiero w tedy zdałam sobie sprawę,że przytula nicość a sama już dawno nie żyję,czy zginęła na tej wojnie?
-Córeczko,-powiedziała zachrypłym głosem,-musisz mu przeszkodzić,zanim będzie za późno.
Po tych słowach,rozpłynęła się i odleciała z wiatrem.Dotknęłam swojej twarzy i tym samym blizny.Zacisnęłam mocno powieki i razem z złotym,ruszyliśmy prędko w stronę króla.
Szarpanina była wielka,nie było końca raną,gdy nagle.......

-SIRI!!!!
Obudziłam się w trimiga z tego koszmaru.Odetchnęłam z ulgą i ruszyłam w stronę Jua.Lwica już na mnie czekała,z tym swoim uśmieszkiem pełnym pogardy.
-Zamiast się lenić,lepiej naucz się polować!
-Przecież...
-Nie interesuję mnie to,natychmiast,już!!
Zgromiłam ją tylko wzrokiem,bo co innego mogłam zrobić.Byłam tylko młodą lwicą,a ona już doświadczoną partnerką Mwzo.Odeszłam po prostu.Podeszłam do brudnej wody i się napiłam,unikając jakimś cudem krokodyli,po czym pobiegłam do Lisy.Na nie szczęście była zajęta.Więc zostało mi albo słuchać się Jua,albo iść do Rafikiego.Nie,żadna z tych obcji nie przejdzie.Przeszłam jeszcze parę kroków.Mój wzrok skierował się w stronę najmłodszych członków stada.Byli tacy szczęśliwi,tacy niewinni.Jeszcze nie wiedzieli,co to znaczy życie.Sięgnęłam wspomnieniami,do czasów kiedy ja byłam mała i nieporadna,kiedy jeszcze nic nie wiedziałam o życiu.

Mała beżowa lwiczka,biega po Ziemi Wyrzutków.Nie powstrzymuję jej głód ani pragnienie.Nie wygląda na zmęczoną,chociaż parę dni nie spała.Jej nóżki,nie były już tłuściutkie.Jej oczy kryły w sobie wiele radości,jak i tajemnic.Biegała tak po suchej ziemi.Omija lwice i przywódce,który właśnie wrócił z patrolu.W końcu dociera na granicę.Patrzy chwilę na Lwią Ziemię.Piękne zielone tereny,czysta rzeka i dużo zwierząt.Westchnęła tylko.Podobało jej się na ziemi na której mieszkała,ale czuła,że tam jest jej miejsce.Jeszcze chwilę się jej przyglądała,po czym spojrzała na skradające się lwice.Ruszyły właśnie na łowy.Ich celem byłą zebra.Pasiaste stworzenie nie świadome niczego,pasło się dalej.W końcu,lwice wykonały skok.Wgryzły mu się w tętnicę i zwierzę padło martwe.Chciały je już zabrać,kiedy dobiegł ich ryk lwa.Brązowy przegonił je z tond,a sam zaczął zajadać.Widać nie przejął się,że są zbyt chude i słabe.Po prostu jadł i jadł.Po chwili przestał i skierował swój wzrok na gościa.Koło niego stał Mwzo.Patrzyli sobie w oczy,nieświadomi tego,że Siri ich widzi.Nie wystawili pazurów,po prostu się na siebie patrzyli.Nie widziała w ich oczach gniewu.Po chwili dwa lwy się oddaliły,wróciły do swoich królestw.Beżowa natomiast wyszła z krzaczastej kryjówki.Znudzona i jeszcze nic nie rozumiejąca,wróciła na swoją ziemię.Ominęła jaskinię Rosy i udała się dalej.Jua posłała jej dziwne spojrzenie.Mała jednak nie przejęła się tym i dalej szła.Widać,że chodziła jeszcze słabo.Od czasu do czasu się potykała.Dotarła do jakiegoś drzewa,o dziwo jedynego rosnącego na tej ziemi.Nie miało jednak liści,a gałęzie były już dawno połamane.Usiadła pod nim i wpatrywała się w dal.Poczuła na sobie czyjąś łapę.Jej brązowoczerwone oczy,zwróciły się w stronę lwiątka.Za nią stała mała lwiczka w jej wieku.Wpatrywała się w nią niebieskimi oczami.
,,Hej"-powiedziała 
,,Hej"-odpowiedziała Siri,po czym się przedstawiła.
,,Więc witaj Siri,ja jestem Lisa"-zaśmiała się malutka.Beżowa uśmiechnęła się do niej i gestem łapy,zachęciła do zabawy.Przyjęła tą propozycję i zaczęły zabawę.Zaczęło się od berka,potem chowanego,a na końcu zwykłe zapasy.Brązowa i beżowa w taki sposób się zaprzyjaźniły.Dni mijały...
Każdego dnia się spotykały i bawiły.Lisa i Siri były znane z różnych szalonych pomysłów.Czasami jednak zdarzało się,że nie mogły się spotkać.Rosa coraz częściej odczuwała głód i pragnienie,a także przepracowanie.Zostawała z opiekunką,do momentu gdy czuła się lepiej,lub musiała pracować.Pewnego wieczoru,a właściwie zachodu słońca.Siri i Lisa,wracały już do termiterii.Nagle coś zaszeleściło w ostatnich krzakach na tej ziemi.Ustawiły się w pozycji gotowej do walki.Z krzaków wyszło złote lwiątko w ich wieku.Na początku,stały tak i wpatrywały się w jego zielone oczy.Później jednak zaprosiły kolegę do zabawy.Zapasy,berek i chowanego,zostały zamienione w królestwa.Siri i nowo poznany Chaka,byli władcami.Natomiast Lisa ich poddaną.Siri była najlepsza w tej zabawie.Zazdrościli jej władczego talentu i mądrości.Żartowała,że ma to po dziadku,gdyby tylko wiedziała że to prawda.Złotego zauroczyła beżowa.Nie należał on do ich stada.Pochodził z dalekich ziem,z których odszedł.Teraz mieszkał u ciotki,na Lwiej Ziemi.Bardzo się polubili.Tak przez kilka dni się spotykali.Aż w końcu,lewek przestał je odwiedzać.Z czasem podrosły i o nim zapomniały.Zajęły się sobą i lekcjami przetrwania.W nocy oglądały gwiazdy i bawiły się jak maluchy w łapach matki.Pomału odczuwały skutki mieszkania na tych ziemiach....
Kiedy pewnego dnia,Siri się obudziła.Zwróciła uwagę na puste miejsce obok.Nigdzie nie było Rosy.Nawoływania nic nie dały,ani przeszukiwanie całej Ziemi Wyrzutków.W końcu,musiała iść po śniadanie.Upolowała myszkę,którą od razu zjadła.Znowu jej szukała.Beżowa się nie poddawała.W końcu,odczuła pierwsze skutki.Jedna z partnerek Mwzo,Julie.Powiedziała,gdzie ostatnio ją widziała.Siri nie czekając na nic,pognała w stronę samotnych skałek.Była tam mała jaskinia.Weszła tam i zobaczyła,jak Rosa tuli jakieś lwiątka.Było ich dwóch.Oboje to samczyki.Odziedziczyły po matce,brązowoczarną sierść i jasnobrązowe oczy.Małe grzywki jednak,były białe.Powiedziała,że od paru dni umawiała się z lwem,pochodzenia rajskoziemca.Dowiedziała się również,że nie długo do niego odejdą.Rosa poleciła jej nadanie imion.Miała wiele pomysłów,ale dwa pierwsze wydawały jej się najbardziej pasować.
,,Jicho i Jasiri"-powiedziała z uśmiechem.Rosa również się uśmiechnęła i ponownie zaczęła ich tulić.Jeden wyrwał się z jej łap i przytulił do beżowej.Teraz jeszcze bardziej się uśmiechnęła.Polizała go po główce i szepnęła jego imię ,,Jasiri".

Tego dnia padał deszcz.Siri leżała w jaskini i zastanawiała się,gdzie podziewa się jej opiekunka.Kiedy w końcu się pojawiła,nie wyglądała na szczęśliwą.W oczach miała łzy.Usiadła plecami do beżowej.Lwiczka podeszła do niej i wlepiła w nią duże oczy.
,,Co się stało Rosa?"-zapytała
,,Gdzie są Jasiri i Jicho"-dodała Siri i przytuliła jej łapę.Lwica ją odepchnęła i jeszcze bardziej zalała się łzami.
,,Oni..oni..nie żyją"
W tedy i Siri zaczęła płakać.
,,Jak to? Dlaczego?"-dopytywała 
,,Nie wiem,poszłam na chwilę na polowanie,jak kazała Jua.Kiedy wróciłam,już ich nie było.NA ich miejscu było dużo krwi"-łkała dalej.
Po tym wszystkim,mniej opiekowała się Siri i lwiczka musiała radzić sobie sama.Nie narzekała jednak,a co więcej pomagała Rosie.Więc kiedy pewnego dnia,większość lwic w tym jej opiekunka,zmarło.Próbowała być silna,tak jak by tego chciała.Jednak nie potrafiła i łzy wypłynęły.Na niebie pokazała się złota lwica.Uśmiechnęła się do lwiczki.Siri jej nie znała,ale i tak odwzajemniła uśmiech.Wtuliła się w ciało opiekunki,po czym dała je spalić.Sama natomiast zasnęła,myśląc o niej,lwicy na niebie i swoich braciach...

Ostatni raz popatrzyłam na rozbrykane lwiątka.Po czym wróciłam do swoich obowiązków.Po tych ciężkich,a zarazem radosnych wspomnieniach.Poczułam się jeszcze bardziej zdołowana.Polowanie poszło mi najlepiej,tak że nawet dostałam pochwałę od Juy.Nie umiałam się jednak cieszyć.Wzięłam zebrę w zęby i zabrałam ją na Ziemię Wyrzutków.Kiedy całe stado już zjadło,pięć zdobyczy.Udałam się do termiterii.Lisa mnie przywitała i razem zasnęłyśmy.
------------------------------------------
Teraz rozdziały powinny pojawiać się częściej,ponieważ mam dużo weny (mam wszystko co do #7 zaplanowane).Jak wam minął dzień dziadka i babci? Możecie się,że mną podzielić wrażeniami,co im daliście itd...
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie w ten piękny niedzielny wieczór :*
Nastąpiły zmiany!

poniedziałek, 9 stycznia 2017

#2

Jua wczesnym rankiem wyciągnęła nasz na polowanie.Wspomnę tylko,że stałam się nastolatką.Mój charakter i wygląd się nie zmienił,no może miałam dłuższe łapy i byłam mniej naiwna.Polowałam u boku mojej przyjaciółki Lisy.Skradałyśmy się razem do dość otyłej zebry.Niczego nieświadoma jadła trawę.Wystawiłam pazury i skradałam się coraz bliżej.Czarna szła za mną.Pochyliłam głowę niżej,odnażyłam kły i skoczyłam z przyjaciółką na naszą ,,ofiarę".Wbiłam w nią kły,tym samym doprowadzając ją do śmierci.Przytaszczyłyśmy ją w stronę stada.Król Mwzo i jego partnerki pierwsi dorwali się do pożywienia.Okruchy które zostały zjadłam ja i moja przyjaciółka.Zostawiłam jednak kęs najmłodszym w naszym stadzie.Odwróciłam się.Mój wzrok wylądował na jaskini medyczki.Było mi jej żal,a tak w nie wiecie co się stało.Została tak po prostu zamordowana i wrzucona do rzeki.Nie wiadomo kto to zrobił,ale jak go dorwę to zabiję.To niebyła tylko medyczka,ale również moja przyjaciółka,która zawsze mnie wspierała.Pogrzeb był,mały i skromny,ale pełen łez co było rzadkością.Teraz mamy nową medyczkę,lwice Samarę,mam nadzieję że ją nie spotka taki sam los,mimo iż tej nie lubię.Dlaczego? Jest wredna i chamska,gdyby nie biały kolor futra,pomyślałabym że jest to siostra Jua...
Do rzeczy.Ominęłam Mwzo,przy okazji przyglądając się świeżym ranom na jego ciele.Każdej nocy gdzieś znika,a wraca z nowo zadanymi ranami.Życie tego lwa było doprawdy niezwykłe i owiane tajemnicą,chyba tak jak moje.
Razem z Lisą postanowiłyśmy się przejść.Cicho uciekliśmy przed stadem.W ogóle droga minęła nam w ciszy.Chwilę zajęło,zanim przed nami ukazał się ,,most" graniczny.Lisa trochę się wachała,w końcu jednak uległa.Razem postawiłyśmy łapę na ziemi.Lekki wiatr poczochrał nasze futra.Machnęłam ogonem w stronę brązowej,tym samym dając jej znak żeby za mną poszła.Chodziliśmy tak po sawannie,bez żadnego celu.Unikaliśmy spojrzeń innych,na wszelki wypadek.Przeszliśmy już dość spory kawałek drogi,kiedy się zmęczyłyśmy.Tak więc,dwie chude lwice ułożyły się wygodnie w cieniu baobabu.Zamknęłyśmy oczy i mruczeliśmy z rozkoszy.
Nagle....
-Ałł-krzyknęła Lisa,gładząc się po głowie.
-Co się stało?
-Coś mnie uderzyło!
Rozejrzałam się i dostrzegłam owoc baobabu.Mój wzrok powędrował ku górze.Nie czekając na nic,wdrapałam się na nie.
-Siri,co ty robisz?-zapytała z dołu Lisa.Nie usłyszała odpowiedzi,a jedyne co zobaczyła to mój znikający ogon.
W środku baobabu,znajdowało się wiele mikstur i farb.Na jego ścianach widniały malowidła lwów.Od tych z czarnymi grzywami,po tych po czerwone.Przyjrzałam się im uważnie.Nad tymi pierwszymi widniały niebieskie linie,urwała się dopiero nad brązowym lwem z czarną grzywą.Znałam go z opowieści stada,był to Skaza,podobno największy król który tutaj panował.Kolejna czerwona linia widniała nad wizerunkiem.....Kovu.Nie mogę się z tym nie zgodzić,przecież ten idiota skazuję lwice na wygnanie za nic.Jeszcze do tego nie pozostawił po sobie żadnego potomka,chociaż....podobno miał córkę,ale nie wiem co się z nią stało,podobnie jak nie wiem co stało się z królową Kiarą?
-Nie przeszkadzam?-zapytał stary,przemiły głos.Odwróciłam się napięcie i zobaczyłam starego mandryla.Patrzył na mnie z szczerym uśmiechem.Sama nie mogłam się od niego powstrzymać.Dobrze,że miałam futro bo widać by było moje rumieńce.
-Nie przeszkadzasz,ja tylko...yyy...zwiedzałam,przepraszam
-Dawno już nie spotkałem,tak uprzejmego wygnańca
-Miło to słyszeć
Mandryl poszedł coś narysować,poszłam za nim.Zatrzymał się na rysunku Kovu i Kiary,zaczął poprawiać farbą ich malowidła żeby się nie rozmazały.Pod ich podobiznami,zobaczyłam małą ciemną lwiczke.Jej rysunek też był rozmazany,właściwie zostały tylko podobne do moich,brązowe oczy.
-Kto to?-zapytałam
-To księżniczka Siri,córka Kovu i Kiary.Niestety nie pożyła za długo,tak jak nasza królowa,-dotknął podobizny lwiczki.Zdziwiło mnie,że mamy podobne imiona,a może....nie,przecież to nie możliwe.
-Mogę zadać panu pytanie?
-Mów mi Rafiki,poza tym pytaj o co chcesz
-Dlaczego król Kovu się taki stał?
-Widzisz,na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi.Może to przez zbyt duży napływ obowiązków a może wychowanie,nikt tego nie wie.
-Dziękuję Rafiki,ale ja będę już lecieć
-Dobrze...
Mandryl się na chwile zamyślił,a ja już postawiłam jedną łapę poza pomieszczeniem.
-Poczekaj,a jak ci na imię?
-Jestem Siri..
Po czym zeszłam z baobabu.Po chwili Lisa i ja,wróciłyśmy na Ziemię Wyrzutków.Od razu się położyliśmy,jednak jeszcze przed tym dostrzegłam brak przywódcy.Nie miałam jednak zamiaru się tym przejmować i zasnęłam bardzo szybko..

Narrator
Rafiki długo chodził po konarach swojego domu niespokojny,a może raczej szczęśliwy.Rozmyślania jego sięgały dalekich czasów.Zaczynając od narodzin małej księżniczki,po jej prezentację i pogrzeb.Jednak dziś,pierwszy raz od czasów kiedy Kovu został królem okrutnym,poczuł nadzieję na lepszą przyszłość.Duchy Przodków,również mu to przekazały.Kiedy zobaczył tą młodą lwice,wiedział że z kąt ją pamięta.
-No tak!-krzyknął radosny i dotknął obrazka córki Kiary.
-Nadchodzi twój czas,-dodał,po czym bez namysłu pognał na Lwią Skałę.Biegł ile sił,tak jakby znowu był młody.Nie przejmował się krzywymi spojrzeniami,teraz liczyło się dla niego tylko jedno...
Kiedy dotarł już do celu,swojej wędrówki.Zawołał wesoło króla Kovu,który wściekły zjawił się przy nim parę minut później.
-Czego chcesz stary głupcze!!-warknął
-Grzeczniej mi tu..-po czym dodał,-księżniczka Siri,najprawdopodobniej żyję!
-CO?!
-Żyję głupi lwie,czy ty to słyszysz ONA ŻYJĘ!!
Rafiki naprawdę zachował się nie mądrze,wybrał złe miejsce do powiedzenia świeżo poznanej informacji.Mandryl wrócił na swój baobab,by poprawić rysunek.Natomiast zielonooki chwilę go jeszcze wyglądał,później udał się zły w stronę wodopoju.Napił się daru matki natury,a kiedy niebo pokryły gwiazdy,czekał już  na swojego ,,przyjaciela".Kiedy brązowy w końcu się zjawił,zaczęli rozmowę,a właściwie kłótnie.W jej rezultacie lwu pojawiła się na ciele kolejna rana.
-Zabiję każdą Siri świata,tylko daj mi to czego chce!!
-Dostaniesz głupcze,w swoim czasie a teraz zabij moją córkę.
Kovu odszedł,podobnie jak wyrzutek.Całe zdarzenie widział Rafiki.Złapał się za głowę i powiedział:
-O Kiaro,miej swoją córkę w opiece i tego tępaka Kovu również,jeśli starczy czasu,-po czym zniknął,tak szybko jak się pojawił....
------------------------------------------------------------
Rozdział pisałam trzy dni,nie długo powinien pokazać się kolejny rozdział....
Pozdrawiam