...I nie myliłam się.Kiedy tak szłam,zauważyłam cień.Było już jednak za późno,żeby się odwrócić.Dostałam,potężną łapą w głowę.Czułam,że krwawie.Udało mi się jednak,spojrzeć na mojego oprawce.
Jego czerwone niemal krwiste oczy,wpatrywały się we mnie z nienawiścią.Jego oko na którym pojawiła się pierwsza skaza,podobna do tej w sercu,mrugała bez opamiętania.Łapa za łapą,coraz dalej od niego a jednak coraz bliżej.Ślepy zaułek to chyba nienajlepsze w tej sytuacji,zwłaszcza jak lew zbliża się do ciebie bardziej i bardziej.W końcu stanął przede mną i posłał ten swój uśmiech,podobny do tego szaleńca.Jego łapa uniosła się do góry,wystawił pazury i był gotowy zadać pierwszy cios.Zamknęłam oczy i czekałam na wyrok śmierci.Czułam,dotyk pazurów na moim ciele.Rozdzielało mnie od środka.Poczułam mocny ból,który po chwili minął i został zniszczony przez ryk.Otworzyłam oczy i zobaczyłam to,czego zobaczyć nie powinnam......albo,bym się nigdy nie domyśliła.Mwzo-ten lew,który zawsze był wredny...teraz,walczył w mojej obronie.
Dwa lwy,drapały się i gryzły.Lała się krew.W końcu,to Mwzo,pokonał obcego.Przegryzł mu tętnicę,tym samym go zabijając.Kopnął jego nieżywe ciało i zbliżył się do mnie.Cofnęłam się,tym samym syknęłam z bólu.Strasznie bolało mnie ciało,nie wiedziałam,czy wrócę o własnych siłach.Nie chciałam jednak łaski.Mimo wszystko,byłam mu wdzięczna,za uratowanie życia...chociaż,czy śmierć nie była by lepsza?
-Siri,nic ci nie jest?
-Nic,-skłamałam,-dzięki za ratunek
-Przecież,nie mogę pozwolić,żeby zginęła có...cudowna lwica,-(zmienił temat) Spojrzałam na niego i próbowałam,wymusić uśmiech.Lew widać,chciał już odejść,ale nie mógł.Zbliżył się do mnie i przysiadł obok.
-Wiesz Siri,nie wszystko jest takie jak ci się wydaję..
-To znaczy,-usiadłam na przeciw króla wyrzutków
-Może...zacznę od początku:
Pierwszym królem,który postawił łapę na tym pustkowiu,był Kwanza*.Zamieszkał tu,będąc wygnanym przez brata.Nie załamał się.Stworzył wielkie imperium,Złą Ziemię.Byli silniejsi i sprytniejsi,niż lwioziemcy...a jednak,przegrali ostatnią bitwę.Kwanza,się nie podał.Był uparty,oraz dążył do celu.Dzięki niemu,granice wzrosły.Po jego śmierci,na tronie,zasiadł jego syn,a później wnuk i prawnuk..każdy z nich,był gotów do poświęceń.Jego praprawnuk,Ahadi...ożenił się z Uru-królową Lwiej Ziemi.Issaka,jego brat-został władcą Złej Ziemi.Miał wielki spryt,którym podążało wiele pokoleń.
Po tym jak Kovu i Kiara..połączyli stada,a Zira zginęła....Zła Ziemia,stała się zapomniana.Z czasem,zyskała miano Ziemi Wyrzutków....Wielu do niej wróciło,wielu zginęło!
Kiedy zostałem królem,przysiągłem,że pójdę śladem moich przodków.Nie płakałem,kiedy bawół zranił mi oko,tym samym je tracąc.Ponadto byłem z tego dumny! Wygrałem wiele bitew,kiedy ty zaledwie uczyłaś się mówić.Dalej jednak,byłem wyrzutkiem z jedną łapą.A co do łapy,wiesz jak ją straciłem? Podczas starcia z....Kovu.Oderwał mi ją,żebym nie mógł być potężny.Czy mu się udało...sam nie wiem.Ogień we mnie pomału gaśnie,a mój świat pokrywa ciemność...
Nie wiedziałam,co o tym myśleć.Po raz pierwszy,poznałam historię swojej ziemi.Mwzo po tym,odszedł.Stałam dalej zdziwiona i zastanawiałam się czemu,mi to powiedział.Powróciła scena z wodopoju,scena walki z nim i jego rozmowy z Kovu.Ten świat,jest pełen tajemnic....a największe,czekają by je odkryć.
Tę noc,spędziłam tutaj.Nazajutrz,postanowiłam wrócić do stada.Szłam jednak powoli,bez szmeru.Słońce,dopiero zaczęło wschodzić.Jego powietrze,było takie czystę-przyjemne.Wiatr,opromieniający sawanne pola,czochrał moją futro.Przestał.Dotarłam do granicy.Moje dalej bolące ciało,przeszyła fala mrozu.Uniosłam dumnie głowę,a łapą wytarłam krew.Postawiłam jedną łapę do przodu,i szybko ją cofnęłam.Słyszałam stłumione odgłosy walki,niedaleko.Po chwili namysłu,ruszyłam w tamtym kierunku.
W oddali,zobaczyłam znajomą sylwetkę.Przyspieszyłam,kiedy zorientowałam się,że to Rafiki stoi,otoczony przez hieny.Wymachiwał swoją laską,próbując się bronić.Tracił jednak siły,kiedy padlinożercy,je zyskiwali.
Zobaczyłam jak upada,a następnie..skacze na niego jedna hiena.Mimo ogromnej fali bólu,przeszywającej me ciało,rzuciłam się na nią.Walnęłam w policzek i kopnęłam jej brzuch.Rzuciłam się na kolejną,przygniatając ją do ziemi.Drapnęłam ją i ugryzłam jej ucho.Przyszła pora na kolejną.Ta jednak zrezygnowana,uciekła,a za nią cała sfora.Ryknęłam w ślad za nimi,i podeszłam do szamana.Ciężko mu się oddychało,być cały poturbowany.Patrzył na mnie,a ja na niego.Zaszkliły mi się oczy,pierwsze łzy spłynęły,po moich policzkach.Położyłam głowę na jego ciele,łkając.To nie może się tak skończyć,nie teraz,nie w tym momencie!! Teraz już głośniej płakałam.Kiedy poczułam rękę na tyłach mojej głowy,lekko się uspokoiłam.Spojrzałam na mandryla,uśmiechającego się do mnie resztkami sił.
-Ja umieram,Siri....
*Pierwszy
Biedny Rafiki, mam nadzieję, że jednak przeżyje ;( A jeśli nie, być może wyjawi przed śmiercią Siri prawdę o jej pochodzeniu. Jestem ciekawa, co lwica zrobiłaby w takiej sytuacji - biegniecir od razu do Kovu z awanturą może nie byx dobrym pomysłem, skoro król chciał ją zabić... chyba lepiej byłoby poczekać, troche ochłonąć i przemysleć wszystko na spokojnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)