Brązowy stoi na szczycie lwiej skały i wpatruję się w swoje królestwo.Simba odszedł...teraz on tutaj rządzi zamiast niego.Wiatr przyjemnie muskał go po pysku.Nagle,poczuł na sobie łapę.Odwrócił się i ujrzał Nalę.Lwica uśmiechnęła się i wskazała wejście do jaskini.Kiwnął głową i nie chętnie tam wszedł.W koncie,ujrzał swoją ukochaną Kiarę,a w jej łapach młode.
Wszystko staje się czarne
Świat Kovu wiruję
-Kovu,jak ci się podoba nasza córka..-śmieje się Kiara.
Z jej ciała spływa krew,oczka małej lwiczki,świecą.Po chwili,warczy na króla i zamienia się w dorosłą lwicę.Kovu czuję na klacie pazury,które odbierają mu pomału życie..
Brązowy obudził się,zlany potem.Warknął.Cieszyć się,czy nie? KIARA.Czy to słowo,zawsze musi wracać? Czemu nie może zapomnieć? Wstał i nie zwracając uwagi na Zazu,starego i umierające pomału ptaka.Wszedł na czubek skały i wpatrywał się w horyzont.Zła Ziemia,teraz Ziemia Wyrzutków.Miejsce jego wychowania.Jak on go nienawidził! Nie chciał wracać do tych chwil.Chwil dzieciństwa.Warknął i uderzył łapą w głaz.Z łapy poleciał cienki strużek krwi.
-CHAKA!!-zaryczał,a kiedy nie usłyszała jego kroków,powtórzył,-CHAKA!!
Odwrócił się,ale lwa nigdzie nie było.Wszedł do jaskini i zwrócił się do byłego majordamusa.
-Gdzie jest...
Siri
-...Chaka! Puść mój ogon,-zaśmiałam się,kiedy złoty złapał mój ogon i zaczął nim szarpać.Lisa wkroczyła,żeby mi pomóc.Razem powaliliśmy złotego i przybiliśmy sobie piątkę.Kiedy lew wstał,spojrzał na nas groźnie lecz po chwili się zaśmiał.
-Wielkie księżne,powaliły swego rycerza..
-Filozofia Chaki,-przewróciłam oczami
Chwile jeszcze bawiliśmy się,jak małe lwiątka w berka,po czym Lisa gwałtownie się zatrzymała.Wpadliśmy na nią.Spojrzałam na jej zatroskaną i przestraszoną minę.
-Co jest?
-Miałam iść z lwicami na WIELKIE polowanie
-To co trwa całą noc?-spytałam
-Tak!...muszę lecieć,-na tym zakończyła i odbiegła daleko.Kiedy zniknęła mi z oczu,odwróciłam się do Chaki i usiadłam.Ten powtórzył mój czyn,z szyderczym uśmieszkiem.
-Zostaliśmy sami..
-No i?
Zaśmiał się,wystawił pazury i zaczął podchodzić bliżej.Wstałam w pośpiechu i cofałam się do tyłu.Warknęłam,na co ten się jeszcze głośniej zaśmiał.W końcu,znalazłam się w ślepym zaułku.Otoczyły mnie skały,na moje plecy zostały do jednej z nich przyciśnięte.Spojrzałam w jego zielone oczy przyjaciela.Czy jednak ciągle mogę go tak nazywać?
***
Narrator
-Gdzieś ty była Lisa?-warknęła jedna z lwic,podchodząc do starszej nastolatki.Ta schyliła się,unikając przy tym ciosu.
-Przepraszam..-powiedziała,że skruchą.Tak naprawdę,nie było jej przykro,że bawiła się z przyjaciółmi.Bała się lwicy,pewnie tak jak każdy.Hasira warknęła po raz kolejny,po czym kiwnęła głową w stronę grupki lwic.Przyjaciółka Siri,podążyła za nią,powolnym krokiem.Kiedy znalazły się blisko,czarna zaczęła.
-Pora zacząć WIELKIE polowanie! Będzie trwało całą noc! Gotowe?
Wszystkie ryknęły na znak,że tak i ruszyły za swoją "przywódczynią".Przekroczyli granicę Lwiej Ziemi i zaczęli tropić ofiarę.Zbiory musiały być wielkie,żeby stado mogło w spokoju i bez wojen z silniejszymi stadkami,przeżyć w spokoju kolejne lata.Tak przynajmniej mówiła tradycja.Wyrzutki,nie bały się jednak.Uwielbiały zapach krwi i widok poszarpanych ciał.Tak właśnie było i za życia Ziry Wielkiej.Tak właśnie nazwało ją to stado,chociaż to właśnie przez jej syneczka,trafili na tą ziemię.Przez jego wrogość,gniew i jak to mówiły wyrzutki,chorobę psychiczną.Zira była dla nich legendą,podobnie jak Skaza i wiele innych złych lwów.Każdy wyrzutek chciał iść w ich ślady,każdy chciał zabijać.Wracając jednak..
Lisa wytropiła stado zebr i zaczęła się do nich skradać.Towarzyszące jej lwice,zrobiły to samo.Skradały się,wystawiły pazury i obnażyły kły.Łapa za łapą,były coraz bliżej ofiary.W końcu,skoczyły i zabiły pierwszą zwierzynę.Biedny Krąg Życia,znów został zachwiany...
***
Siri
Nie bałam się,ja po prostu byłam rozczarowana.No czego się spodziewałaś,że wierny Kovu lew...będzie..was lubił,nie zabije!-krzyknęłam na siebie w myślach.Poczułam oddech lwa i warknęłam wściekła.Zaskoczyła mnie jego reakcja...on się zaśmiał.
-Dałaś się nabrać!
-Co?!-kiedy lew się odsunął,skoczyłam na niego i przycisnęłam do ziemi,-to był żart! Chaka!
-Hahahaha
-Możesz przestać,-próbowałam udawać złą,ale zbierało mi się na śmiech.Po chwili,oboje się zaśmialiśmy.Zeszłam z niego i zaczęliśmy,że sobą walczyć dla zabawy.Walczyliśmy długo,aż w końcu mnie powalił.Za bardzo się nachylił i...nasze usta na chwilę się złączyły.Wraz z tym zaczął padać deszcz,a my odskoczyliśmy od siebie poparzeni.Gdyby nie futro,było by widać nasze rumieńce.Wykorzystałam deszcz,by nie dość do tematu tego..co stało się przed chwilą.
-Chodź..bo zmokniemy
-Pamiętasz..jak zawsze lubiałaś deszcz
-Pamiętam,-westchnęłam i zaczęłam łapać parę kropelek na język.Lew usiadł i chciał zrobić to co ja,ale jedna wleciała mu do oka.Zaśmiałam się,a on się skrzywił.Żeby go rozweselić,biegałam koło niego.Na chwile..o wszystkim zapomniałam.
Deszcza szybko się rozpoczął i równie szybko skończył.Złoty gdzieś pobiegł,a ja zaczęłam wracać do stada.Szybko przeszłam większość trasy i znalazłam się koło "mostu" granicznego.Jeden krok i znalazłabym się na Lwiej Ziemi.Wykonałam go,widząc na horyzoncie stado.Ale co oni tam jeszcze robili?
Szybko pobiegłam do Lisy,siedzącej obok jednej z wyrzutek.
-Co się tutaj dzieję?
Udało mi się dostrzec,kłócących się,że sobą Mwzo i Kovu.Dwa lwy,mierzyły się wzrokiem i warczeli na siebie.Widząc to,po raz kolejny zadałam Lisie pytanie "Co się tutaj dzieję?".Tym razem,spojrzała na mnie i odparła,smutnym głosem:
-Mwzo wypowiedział Kovu wojnę..
-Ale dlaczego?
-Bo to ten,zabił Jue.... Siri! Zaczyna się wojna...
----------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------
W tym rozdziale,jak widać,skupiłam się głównie na Siri i Chace.Nie było zbyt dużo akcji (chyba) ale mam nadzieję,że rozdział i tak wam się podobał.Jest to już 10 co oznacza,że już za dwa (?) nastąpi koniec bloga (?).Ah! Może nie powinnam tego mówić (?)
Poza tym...życzę wam przyjemnych Świąt Wielkanocnych i mokrego Dyngusa. :)
*pozdrawiam*
sobota, 15 kwietnia 2017
niedziela, 2 kwietnia 2017
#9
Otworzenie powiek,było dla mnie dzisiaj prawdziwym wyzwaniem.Na szczęście się udało i po chwili,zostałam oślepiona przez słabe światło.Rozejrzałam się po pomieszczeniu.Leżałam w jaskini medyczki.Na łapach miałam położoną jakąś maść,zabandażowaną liściem.Nie mogłam sobie przypomnieć,co się wczoraj wydarzyło.Obok mojego posłania,leżała miska z wodą i kawałek zebry.Nie byłam jednak głodna.Pomału zaczęłam sobie przypominać,co się stało.Coś widziałam,poczułam ból i zemdlałam.O co w tym wszystkim chodzi? Usłyszałam kroki i po chwili,do jaskini wszedł sam Mwzo.Spojrzałam na niego ukradkiem i zatopiłam swoje zęby,w mięsie.Nie byłam specjalnie głodna jak wspomniałam,ale nie zamierzałam z nim gadać.Lew jednak nie odpuścił i podszedł do mnie.
-Wczoraj,ktoś do jaskini podrzucił coś dziwnego.Szkło,jak wytłumaczyła mi medyczka.Wyczułem czyiś zapach,najprawdopodobniej zabójcy Jua.Przyznam,że uknułaś dobry plan.Przyniosłaś z baobabu..szkło.Zabiłaś Jua,w nocy podrzuciłaś je i sama się zraniłaś,by zmyć z siebie podejrzenia.
-Zamknij się!-podniosłam się z trudem i spojrzałam w jego oczy,-nie zabiłam jej,sama stałam się ranna.Nie masz prawa mnie oskarżać!
-Módl się lepiej,żeby zabójca się znalazł,-z tym zdaniem mnie zostawił.
Byłam wściekła,bardzo wściekła.Położyłam się i zakryłam łapami.Co..skaże mnie na śmierć,za coś czego nie zrobiłam? Do tego tę łapy mnie bolą.Medyczka z Ziemi Wyrzutków,nawet w połowie,nie jest tak uzdolniona jak Rafiki.Z trudem z powrotem wstałam i udałam się do wyjścia.Leżenie mi nic nie da.Na tej ziemi,coś takiego jak odpoczynek,nie istnieję.
Ledwo wystawiłam łapę,poza jaskinię,podbiegły do mnie Lisa i Disi.Młoda weszła mi między łapy i zamruczała,natomiast Lisa mnie przytuliła.Uśmiechnęłam się.
-Czemu nie leżysz? Nic ci nie jest?
-Na tej ziemi i tak mój los jest już znany,-westchnęłam,-oskarżają mnie za coś,czego nie zrobiłam.Wyobrażasz sobie,że ten cały Mwzo,ma mózg wielkości orzeszka..?
-Domyślam się,-odparła Lisa
Disi milczała chwilę,lecz później zapytały,czy może się pobawić? Oczywiście się zgodziłam,a kiedy tylko mała zniknęła mi z oczu,mogłyśmy pogadać z Lisą,jak para młodych dorosłych.
-Nie zabiję cię..nie może
-Nie teraz o tym.Mam pomału dość,tego świata pełnego nienawiści.Lwia Ziemia,Ziemia Wyrzutków,co będzie następne..Rajska Ziemia!
-Taki już jest świat,nie zmienisz go
Spojrzałam na niebo.Było jeszcze wcześnie,więc mogłam udać się na spacer.Zdecydowanie tego potrzebowałam.Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem,a nie zatłoczoną jaskinią.Wolnym krokiem,podeszłam więc do wyjścia.Noga dalej mnie bolała,ale nie przeszkadzała w chodzeniu.Przedostałam się przez krzewy i ruszyłam dalej.Nie wiedziałam,gdzie się udam.Może na Lwią Ziemię,a może tutaj zostanę.Minęłam rzekę z krokodylami i znalazłam się przy moście granicznym.Usiadłam,wpatrzona w lwią skałę.W blasku lekko zachodzącego słońca,wyglądała nieziemsko.Zapewne,widoki z niej,musiały być bardzo ładne.Uśmiechnęłam się,na myśl o miło wiejącym wietrze,poruszającym me futro i o zachodzie słońca,który bym mogła zobaczyć z niej.Lwia Ziemia,pomału jak już wcześniej wspomniałam,przypominała tą za życia Skazy.Widać,jego syneczek,dokończy plany ojca i zniszczy coś,co moi przodkowie,uważali za niezwykłe.Na myśl o tym posmutniałam.Zmarszczyłam brwi i odeszłam trochę dalej.Zaczęłam liczyć w pamięci,by się uspokoić.1..2..3..4..5..6..7..nie dokończyłam,bo ktoś na mnie wskoczył.Potoczyliśmy się z małej górki.Walnęłam napastnika w nos,a on ugryzł mnie w łapę.Syknęłam tylko i udrapałam kolejny zakamarek jego ciała.Pomimo znacznie większej siły,jaką władał lew,dobrze mi szło.Znałam te tereny lepiej i potrafiłam to wykorzystać.Bez większych trudności,uderzyłam go w plecy i ugryzłam w szyję.Stracił na chwilę równowagę,co wykorzystałam.Skoczyłam na niebo i przybiłam do ziemi.Dopiero w tedy,mogłam mu się przyjrzeć.Był złoty z brązową grzywą.Posiadał także,malinowy nos lwioziemca.W jego zielonych oczach,zobaczyłam przerażenie.I dobrze! Niech się mnie boi! Warknęłam kolejny raz.
-Czego chcesz?!
-Ja tylko..przepraszam..skoczyłem na ciebie przypadkiem..
-I przypadkiem mnie zaatakowałeś,uważaj bo uwierzę!
-JA tylko..-lew chciał już coś powiedzieć,jednak patrząc mi w oczy,zaniemówił.Dopiero po chwili,wydobył z siebie jakieś słowa:
-Siri..
-Tak,-warknęłam
-Nie wierzę,że to naprawdę ty!-lew znalazł w sobie tyle siły,że bez problemu,rzucił mnie z siebie.Zmierzyłam go wzrokiem,a ten mnie od razu przytulił.Oczywiście,go odepchnęłam.
-Kim jesteś,co?!
-To ja..Chaka
-Kto?
Chwilę stałam w bezruchu.Kojarzyłam z koś to imię..tylko z kąt? Przybliżyłam się trochę.Dopiero,kiedy po raz kolejny,spojrzałam w jego oczy,dotarły do mnie wspomnienia.Te jego zielone oczy,nos,grzywa,futro,imię..przecież ja go pamiętam! Mój kolega z dzieciństwa.Mój i Lisy.. Ten który dawno temu,przestał nas odwiedzać,ten z dalekich ziem.Chaka..
-Chaka? Pamiętam cię!-podbiegłam do niego i przytuliłam.Dopiero po chwili,odsunęłam się,zawstydzona.Dobrze,że miałam futro,bo było widać,moje rumieńce.Wydawało mi się,że na jego twarzy,także pojawiły się rumieńce.
Wydał się taki zaskoczony,ale i szczęśliwy.W głowie miałam tyle pytań,tyle chciałam mu powiedzieć.
-Jak tam Lisa?-spytał
-Ma się dobrze,ale wiesz...jak tam na Ziemi Wyrzutków bywa..
-Jak zawsze nędza?
-A co myślałeś,-odparłam,-dawno się nie widzieliśmy...
-Wiem..przepraszam
-Chaka..-podeszłam bliżej lwa,-czy mogła bym w końcu się dowiedzieć..czemu tak długo cię nie było?
Lew wyraźnie się zmieszał,po chwili pochylił głowę i usiadł.
-Bardzo was lubiłem i byłem zły,kiedy Kovu kazał każdemu lwiakowi,uczyć się walczyć bez przerw.Z czasem,pomału o was zapominałem i oddałem się męczoncym treningom.Stałeś się najlepszym lwem walczącym i nie raz,na łapach nosiłem krew.Kovu za każdym razem powtarzał ,,oby tak dalej".Właśnie dzisiaj,kazał mi udać się na zwiady na te ziemię.Przewróciłem się i...
-Nie musisz kończyć..zawsze byłeś dość niezdarny...
Zamyśliłam się na chwilę.Skoro Kovu wysłał go na zwiady,to może to jego wina,że Jua nie żyję? A może,znowu kogoś szuka.Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
-Chcesz się spotkać z Lisą?
-Zawsze o tym marzyłem!
-Haha..to zapraszam..
-Nie mogę,przecież..
-Przysięgam,że cię nie złapią..chodź...
***
Udało nam się zwinnie ominąć całe stado i w spokoju,mogliśmy podejść do Lisy.Lwica także była szczęśliwa,że spotkania z lwem.Długo razem rozmawialiśmy,w końcu Chaka zasługuję na to,żeby wiedzieć,co się nas działo.Nie mówię jednak,że już mu wybaczyłam,zerwania z nami kontaktów.Kiedy słońce,zaczęło pomału opuszczać sam czubek nieba,Chaka pożegnał się z nami i szybkim krokiem,pobiegł w stronę Lwiej Ziemi.Patrzyliśmy jeszcze chwile wraz z Lisą,w ślad za nim,po czym udałyśmy się do jaskini.Położyłyśmy się,przy sobie i od razu zasnęłyśmy,a pomiędzy nami Disi.
W tym czasie na Lwiej Ziemi
Chaka stał przy ścianie.Patrzył nieobecnie na Kovu,walącego w drewniane deski.Nie wiedział,co ma zrobić.Czy pozostać mu wiernym i powiedzieć,o spotkaniu z dawnymi przyjaciółkami,czy milczeć.Brązowy zbliżył się do niego i warknął.
-Czego się dowiedziałeś?
-Niczego..
-Kłamiesz,-uderzył go w twarz,-mów..czego!
Chaka wstał z ziemi i spojrzał w oczy króla.Przymrużył oczy,podobnie jak Kovu.
-Naprawdę nic się nie dzieję.Nędza jak zawsze..
-Jeśli mnie oszukujesz,-przejechał pazurem po jego klacie,-źle się to skończy
Brązowy zniknął,opuszczając jaskinię.Dopiero w tedy,Kovu mógł odetchnąć z ulgą.Tęsknił za oczami Siri.Usiadł i spojrzał na Zazu,leżącego w klatce z kości.
-Ona żyję Zazu,nasz los jeszcze się odmieni...
-------------------------------------------
-------------------------------------------
Mam nadzieję,że rozdział wam się spodobał.Życzę miłej niedzieli i dalszych tygodni.Co myślicie o ich spotkaniu,co myślicie ogółem o lwie?
*pozdrawiam*
-Wczoraj,ktoś do jaskini podrzucił coś dziwnego.Szkło,jak wytłumaczyła mi medyczka.Wyczułem czyiś zapach,najprawdopodobniej zabójcy Jua.Przyznam,że uknułaś dobry plan.Przyniosłaś z baobabu..szkło.Zabiłaś Jua,w nocy podrzuciłaś je i sama się zraniłaś,by zmyć z siebie podejrzenia.
-Zamknij się!-podniosłam się z trudem i spojrzałam w jego oczy,-nie zabiłam jej,sama stałam się ranna.Nie masz prawa mnie oskarżać!
-Módl się lepiej,żeby zabójca się znalazł,-z tym zdaniem mnie zostawił.
Byłam wściekła,bardzo wściekła.Położyłam się i zakryłam łapami.Co..skaże mnie na śmierć,za coś czego nie zrobiłam? Do tego tę łapy mnie bolą.Medyczka z Ziemi Wyrzutków,nawet w połowie,nie jest tak uzdolniona jak Rafiki.Z trudem z powrotem wstałam i udałam się do wyjścia.Leżenie mi nic nie da.Na tej ziemi,coś takiego jak odpoczynek,nie istnieję.
Ledwo wystawiłam łapę,poza jaskinię,podbiegły do mnie Lisa i Disi.Młoda weszła mi między łapy i zamruczała,natomiast Lisa mnie przytuliła.Uśmiechnęłam się.
-Czemu nie leżysz? Nic ci nie jest?
-Na tej ziemi i tak mój los jest już znany,-westchnęłam,-oskarżają mnie za coś,czego nie zrobiłam.Wyobrażasz sobie,że ten cały Mwzo,ma mózg wielkości orzeszka..?
-Domyślam się,-odparła Lisa
Disi milczała chwilę,lecz później zapytały,czy może się pobawić? Oczywiście się zgodziłam,a kiedy tylko mała zniknęła mi z oczu,mogłyśmy pogadać z Lisą,jak para młodych dorosłych.
-Nie zabiję cię..nie może
-Nie teraz o tym.Mam pomału dość,tego świata pełnego nienawiści.Lwia Ziemia,Ziemia Wyrzutków,co będzie następne..Rajska Ziemia!
-Taki już jest świat,nie zmienisz go
Spojrzałam na niebo.Było jeszcze wcześnie,więc mogłam udać się na spacer.Zdecydowanie tego potrzebowałam.Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem,a nie zatłoczoną jaskinią.Wolnym krokiem,podeszłam więc do wyjścia.Noga dalej mnie bolała,ale nie przeszkadzała w chodzeniu.Przedostałam się przez krzewy i ruszyłam dalej.Nie wiedziałam,gdzie się udam.Może na Lwią Ziemię,a może tutaj zostanę.Minęłam rzekę z krokodylami i znalazłam się przy moście granicznym.Usiadłam,wpatrzona w lwią skałę.W blasku lekko zachodzącego słońca,wyglądała nieziemsko.Zapewne,widoki z niej,musiały być bardzo ładne.Uśmiechnęłam się,na myśl o miło wiejącym wietrze,poruszającym me futro i o zachodzie słońca,który bym mogła zobaczyć z niej.Lwia Ziemia,pomału jak już wcześniej wspomniałam,przypominała tą za życia Skazy.Widać,jego syneczek,dokończy plany ojca i zniszczy coś,co moi przodkowie,uważali za niezwykłe.Na myśl o tym posmutniałam.Zmarszczyłam brwi i odeszłam trochę dalej.Zaczęłam liczyć w pamięci,by się uspokoić.1..2..3..4..5..6..7..nie dokończyłam,bo ktoś na mnie wskoczył.Potoczyliśmy się z małej górki.Walnęłam napastnika w nos,a on ugryzł mnie w łapę.Syknęłam tylko i udrapałam kolejny zakamarek jego ciała.Pomimo znacznie większej siły,jaką władał lew,dobrze mi szło.Znałam te tereny lepiej i potrafiłam to wykorzystać.Bez większych trudności,uderzyłam go w plecy i ugryzłam w szyję.Stracił na chwilę równowagę,co wykorzystałam.Skoczyłam na niebo i przybiłam do ziemi.Dopiero w tedy,mogłam mu się przyjrzeć.Był złoty z brązową grzywą.Posiadał także,malinowy nos lwioziemca.W jego zielonych oczach,zobaczyłam przerażenie.I dobrze! Niech się mnie boi! Warknęłam kolejny raz.
-Czego chcesz?!
-Ja tylko..przepraszam..skoczyłem na ciebie przypadkiem..
-I przypadkiem mnie zaatakowałeś,uważaj bo uwierzę!
-JA tylko..-lew chciał już coś powiedzieć,jednak patrząc mi w oczy,zaniemówił.Dopiero po chwili,wydobył z siebie jakieś słowa:
-Siri..
-Tak,-warknęłam
-Nie wierzę,że to naprawdę ty!-lew znalazł w sobie tyle siły,że bez problemu,rzucił mnie z siebie.Zmierzyłam go wzrokiem,a ten mnie od razu przytulił.Oczywiście,go odepchnęłam.
-Kim jesteś,co?!
-To ja..Chaka
-Kto?
Chwilę stałam w bezruchu.Kojarzyłam z koś to imię..tylko z kąt? Przybliżyłam się trochę.Dopiero,kiedy po raz kolejny,spojrzałam w jego oczy,dotarły do mnie wspomnienia.Te jego zielone oczy,nos,grzywa,futro,imię..przecież ja go pamiętam! Mój kolega z dzieciństwa.Mój i Lisy.. Ten który dawno temu,przestał nas odwiedzać,ten z dalekich ziem.Chaka..
-Chaka? Pamiętam cię!-podbiegłam do niego i przytuliłam.Dopiero po chwili,odsunęłam się,zawstydzona.Dobrze,że miałam futro,bo było widać,moje rumieńce.Wydawało mi się,że na jego twarzy,także pojawiły się rumieńce.
Wydał się taki zaskoczony,ale i szczęśliwy.W głowie miałam tyle pytań,tyle chciałam mu powiedzieć.
-Jak tam Lisa?-spytał
-Ma się dobrze,ale wiesz...jak tam na Ziemi Wyrzutków bywa..
-Jak zawsze nędza?
-A co myślałeś,-odparłam,-dawno się nie widzieliśmy...
-Wiem..przepraszam
-Chaka..-podeszłam bliżej lwa,-czy mogła bym w końcu się dowiedzieć..czemu tak długo cię nie było?
Lew wyraźnie się zmieszał,po chwili pochylił głowę i usiadł.
-Bardzo was lubiłem i byłem zły,kiedy Kovu kazał każdemu lwiakowi,uczyć się walczyć bez przerw.Z czasem,pomału o was zapominałem i oddałem się męczoncym treningom.Stałeś się najlepszym lwem walczącym i nie raz,na łapach nosiłem krew.Kovu za każdym razem powtarzał ,,oby tak dalej".Właśnie dzisiaj,kazał mi udać się na zwiady na te ziemię.Przewróciłem się i...
-Nie musisz kończyć..zawsze byłeś dość niezdarny...
Zamyśliłam się na chwilę.Skoro Kovu wysłał go na zwiady,to może to jego wina,że Jua nie żyję? A może,znowu kogoś szuka.Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo.
-Chcesz się spotkać z Lisą?
-Zawsze o tym marzyłem!
-Haha..to zapraszam..
-Nie mogę,przecież..
-Przysięgam,że cię nie złapią..chodź...
***
Udało nam się zwinnie ominąć całe stado i w spokoju,mogliśmy podejść do Lisy.Lwica także była szczęśliwa,że spotkania z lwem.Długo razem rozmawialiśmy,w końcu Chaka zasługuję na to,żeby wiedzieć,co się nas działo.Nie mówię jednak,że już mu wybaczyłam,zerwania z nami kontaktów.Kiedy słońce,zaczęło pomału opuszczać sam czubek nieba,Chaka pożegnał się z nami i szybkim krokiem,pobiegł w stronę Lwiej Ziemi.Patrzyliśmy jeszcze chwile wraz z Lisą,w ślad za nim,po czym udałyśmy się do jaskini.Położyłyśmy się,przy sobie i od razu zasnęłyśmy,a pomiędzy nami Disi.
W tym czasie na Lwiej Ziemi
Chaka stał przy ścianie.Patrzył nieobecnie na Kovu,walącego w drewniane deski.Nie wiedział,co ma zrobić.Czy pozostać mu wiernym i powiedzieć,o spotkaniu z dawnymi przyjaciółkami,czy milczeć.Brązowy zbliżył się do niego i warknął.
-Czego się dowiedziałeś?
-Niczego..
-Kłamiesz,-uderzył go w twarz,-mów..czego!
Chaka wstał z ziemi i spojrzał w oczy króla.Przymrużył oczy,podobnie jak Kovu.
-Naprawdę nic się nie dzieję.Nędza jak zawsze..
-Jeśli mnie oszukujesz,-przejechał pazurem po jego klacie,-źle się to skończy
Brązowy zniknął,opuszczając jaskinię.Dopiero w tedy,Kovu mógł odetchnąć z ulgą.Tęsknił za oczami Siri.Usiadł i spojrzał na Zazu,leżącego w klatce z kości.
-Ona żyję Zazu,nasz los jeszcze się odmieni...
-------------------------------------------
-------------------------------------------
Mam nadzieję,że rozdział wam się spodobał.Życzę miłej niedzieli i dalszych tygodni.Co myślicie o ich spotkaniu,co myślicie ogółem o lwie?
*pozdrawiam*
Subskrybuj:
Posty (Atom)